środa, 21 marca 2012

Tiramisu bez mascarpone, czyli służbowe podróże kulinarne


Znowu żyję na walizkach. Wczoraj wieczorem wróciłam z Pragi, by przepakować mój "bagaż podręczny", który dziś leci ze mną do Brukseli. Piszę te słowa na lotnisku, czekając na samolot, pełna nadziei, że "Bruksela" odleci o czasie, bo niestety "Wrocław" opóźniony jest o półtorej godziny... I pomyśleć, że jako dziecko zazdrościłam stewardesom.

Nie zamierzam jednak utrzymywać tego wpisu w tonie "jaka-to-ja-jestem-biedna-że-tak-latam-i-latam", bo choć zbyt częste podróże męczą, mają jednak walory poznawcze. Gdyby nie one, pewnie nigdy nie dowiedziałabym się, na przykład, że istnieje coś takiego jak... Ale nie uprzedzajmy faktów.

Otóż wczoraj, kiedy po całym dniu spotkań i konferencji udało mi się wreszcie przysiąść na chwilę w jednej z praskich knajpek, kolega dostrzegł w karcie deserów coś, co w wolnym przekładzie zwie się "Deser Staropraski".  Zaintrygowany spytał kelnera, co to takiego, na co ten z pokerową twarzą odparł: tiramisu bez mascarpone. Kolega najpierw zaniemówił, a potem zamówił. Zanim deser znalazł się na stole, próbowaliśmy sobie wyobrazić, jak będzie wyglądał. Biszkopty nasączone kawą?

Okazało się, że dla prażan tiramisu (bez mascarpone) to miodowy placek obficie obłożony bitą śmietaną. Hmmm... Kolega zjadł i twierdził, że niezłe. Mnie natomiast przyszło do głowy, że to w sumie bardzo inspirujące doświadczenie. I może na stare lata założę cukiernię pod nazwą "Ciacho bez". W menu znajdziesz, miły Czytelniku:
- Deser Starowiedeński, czyli sernik bez sera,
- Deser Staromonachijski, czyli apfel strudel bez jabłek,
- Deser Starowadowicki, czyli kremówka bez kremu,
- Deser Staroparyski, czyli tort bezowy bez bez...

Smacznego!

3 komentarze:

  1. Jeśli tiramisu miało to, co najważniejsze, czyli alkoholową wkładkę to może być nawet bez mascarpone.

    OdpowiedzUsuń
  2. Z tego, co mówił kolega, alkoholu w tym nie było. Właściwie, nie było nic, co by się choć w najmniejszym stopniu kojarzyło z tiramisu. Ani biszkoptów, ani kawy, ani marcarpone. Czesi mają szczególne poczucie humoru. Ahoj! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. I obowiązkowo mój ulubiony deser w podróżach służbowych: Crème brûlée, ale oczywiście bez brûlée ;-)

    OdpowiedzUsuń