Jadę sobie rowerem z Powsina do centrum. Mijam bilbordy, z których zachęcająco uśmiechają się do mnie kandydaci różnej płci i maści. Nagle widzę znajomą twarz. Twarz, którą pamiętam z operowej sceny, i która kojarzy mi się z miłym dla ucha mezzosopranem z Koronacji Poppei, między innymi. Za to kompletnie mi się nie kojarzy z zieloną koniczynką, która tej twarzy służy za pendant. Czyżby Alicja Węgorzewska przystąpiła do jakiegoś stowarzyszenia miłośników Dnia Świętego Patryka?
Bynajmniej. Alicja Węgorzewska jest kandydatką. Niezależną, podobno, choć opatrzoną koniczynką. Czyli jakoś tam jednak zależną. Cóż, nie pierwszy to i nie ostatni przypadek – w końcu artyści też mają prawo brać udział w życiu publicznym i realizować się na innej scenie niż teatralna.
I pewnie nie napisałabym o tym ani słowa, gdyby nie to, że kilkaset metrów dalej moim oczom ukazał się inny bilbord. Też z Alicją Węgorzewską w roli głównej (vide np.: http://www.wirtualna.warszawa.pl/i/110611/diva-do-wynaj%C4%99cia-w-teatrze-polonia ).

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz