wtorek, 11 stycznia 2011

Trojanie w Narodowym, czyli Eneida kosmiczna dwa tysiące jeden...aście

Premier w naszej Operze Narodowej nie mamy zbyt wiele, więc każda jest wielkim wydarzeniem. Z jednego takiego właśnie wróciłam. Teatr Wielki wystawił "Tojan" Hectora Berlioza w reżyserii CarlusaPadrissy z katalońskiej kompanii teatralnej La Fura dels Baus. A oto kilka wrażeń na gorąco.

Zacznę od przestrogi. Wybierając się na "Trojan", trzeba się dobrze wyspać. Inaczej blisko pięciogodzinny spektakl może zmóc nawet wielkiego miłośnika opery. Tym bardziej, że "Trojanie" nie należą - z całym szacunkiem dla Berlioza - do dzieł najbardziej porywających, muzyka, jak na moje ucho, jest dosyć monotonna, choć muszę przyznać, że partie chórowe dostarczają sporej dawki przyjemności.

I przestroga druga - jeśli jesteś, drogi Czytelniku, przywiązany do tradycyjnej formy opery, odpuść sobie "Trojan", bo nie zdzierżysz. Inscenizacja jest bowiem - jak lapidarnie podsumowała moja znajoma - "nowoczesna do bólu". Oto kilka przykładów. Kasandra jeździ na inwalidzkim wózku, ale jest chyba "sprawna inaczej", bo od czasu do czasu zrywa się z tego wózka i dziarsko hasa po scenie. Z konia trojańskiego wysypują się wirusy komputerowe (tak to, przynajmniej zinterpretowałam), czyli... trojany. Trojanie i Kartagińczycy paradują z laptopami w garści, a siostra Dydony, Anna, oraz syn Eneasza, Askaniusz, spędzają sporą część przestawienia, buszując chyba po internecie (fani Facebooka?). Eneasz i Dydona śpiewają swój duet miłosny o wietrzyku, nocy i ekstazie na tle gigantycznej farmy wiatrowej. No i crème de la crème - nadworny pieśniarz Dydony okazuje się... Elvisem. A jednak! Król wiecznie żywy!

To tylko drobna próbka inscenizacyjnych pomysłów Padrissy. Generalnie, dominują elementy kosmiczne - sputniki, kombinezony astronautów i tym podobne akcesoria. Podczas przerw zaś można się we foyer natknąć na Lorda Vadera, R2D2 i Imperatora we własnej osobie. Z trudem uniknęłam dekapitacji mieczem świetlnym. Horror!

Nie jestem przeciwna nowoczesnym realizacjom opery. Ba, uważam nawet, że dobrze jest od czasu do czasu odkurzyć tę nieco koturnową muzę. I przyznam nawet, że niektóre pomysły z "Trojan" zasługują na uwagę. Sęk w tym, że całość zbyt często - jak na mój gust - ociera się o pastisz i groteskę, co sprawia, że oglądając "Trojan", zamiast wzruszać się dramatem Eneasza i Dydony (o śmierci Kasandry nie wspominając), co i rusz parskałam śmiechem. Ta ekstaza w cieniu wiatrowej farmy! Koń trojański też by się uśmiał.

3 komentarze:

  1. "Premier w naszej Operze Narodowej nie mamy zbyt wiele"??? - przecież od zeszłego sezonu jedna goni drugą; prawie co miesiąc jest premiera!
    Co do muzyki - jak dla mnie jednak świetna, nawet się zdziwiłem, że Berlioz tak potrafi (nudziłem się bowiem kiedyś przy jego Requiem), no ale to rzecz gustu.
    Co do inscenizacji - w zasadzie się zgadzam z oceną, z tym że ta cała nowoczesność może i byłaby w porządku (no, należałoby jeszcze ją usensownić w wielu, wielu miejscach), gdyby była rzeczywiście nowoczesna, a jest nazbyt siermiężna. Te wszystkie przeszkadzające machinacje obsługi w trakcie spektaklu, podczepianie i odczepianie linek, demontaż nadmuchiwanych rur, "węże" strzelające jadem z buteleczek itp. - to wszystko przypominało raczej teatr uliczny, mimowolnie czekałem na szczudlarzy i mizerne sztuczne ognie. Do tego animacje jak sprzed 10 lat. Plus taki, że przynajmniej soliści mogli spokojnie wyśpiewać swoje, w normalnych pozycjach i w przyzwoitych miejscach sceny, nie musieli stać na głowie czy krzyczeć gdzieś zza dekoracji. Kasandra (Sylvie Brunet)i Dydona (Anna Lubańska)- super, reszta przyzwoicie, orkiestra bardzo ładnie (ale nie jestem przekonany, czy to zasługa Giergiewa za pulpitem). Publiczność premierowa jednak generalnie wyglądała na zadowoloną, braw też nie skąpiła, choć nie nazwałbym ich frenetycznymi. Mimo wszystko chyba warto, choćby tylko ze względu na muzykę.
    Pozdrawiam
    Jan

    OdpowiedzUsuń
  2. Panie Janie, ma Pan rację - ostatnio z premierami w naszej ON jest lepiej niż kiedyś, ale wciąż mam niedosyt. Może za wiele wymagam? :)
    Co do muzyki, jak na mój operowy gust, materiału muzycznego w "Trojanach" jest za mało, żeby aż 5 godzin z tego wykroić i trochę jednak wiało nudą. W ocenie śpiewaków zgadzam się z Panem, choć mam wrażenie, że Anna Lubańska musiała się trochę rozśpiewać, bo na początku wcale mnie nie zachwycała. Pod koniec była, faktycznie, super.
    Nowoczesność generalnie mi nie przeszkadza (np. "Traviata" Trelińskiego mnie zachwyciła), ale tym razem - jak już pisałam - efekt był chwilami groteskowy. A jeśli autor kostiumów abstrahuje od warunków fizycznych divy, to już w ogóle jest katastrofa (mam na myśli panią Lubańską w tym kosmicznym kombinezonie).
    Co do zadowolenia publiczności, to też się zgadzam - odniosłam wrażenie, że ogólnie się podobało. Co śmieszniejsze, ja także byłam w sumie zadowolona, że na to poszłam - romantyków lubię, a niektóre pomysły inscenizacyjne uznaję za bardzo ciekawe. Myślę tylko, że lepiej by operze zrobiło, gdyby tych pomysłów było nieco mniej.
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Byłem, widziałem.

    Pomysł, moim zdaniem, był nawet fajny - antyczny film drogi w romantycznym wydaniu i w nowoczesnym entourage'u. Tyle, że

    a) widać, że kasy na operę nie ma za dużo (a może to taka maniera, że jak opera, to musi być tandeta i plastik)

    b) co zostało powiedziane, Lubańska nie powinna chodzić w obcisłych strojach.

    c) pomysły i ich realizacja zupełnie od czapy (np. jesli już nawiązujemy do Gwiezdnych Wojen, to ci w białych pancerzach byli tam szwarccharakterami. Więc należało Greków tak ubrać a nie Trojan. Jeśli jesteśmy w kosmosie - to dlaczego II akt dzieje się w scenografii maszyny drążącej tunel metra? Elektrownie wiatrowe, Elvis, ludzie przebrani za psy w kołnierzach kojarzących się psami chorymi, inni ludzie z przypiętymi sterczącymi penisami. Błe. Za to nie wykorzystano masy łatwych do realizacji i tanich nawiązań do techniki XXIw. - ot, np. rozmowa sióstr o tym, że gostek jedną rzucił i wyjechał do Włoch mogła się odbyć przez telefon komórkowy. Postaci gapią się w laptopy nie wiadomo po co - podczas, kiedy wiadomo, że komputer służyć może do przekazywania informacji albo komunikacji. Itd.itd.itd...

    OdpowiedzUsuń