poniedziałek, 6 grudnia 2010

Paulo Coelho i komórki

Bardzo nie lubię Paulo Coelho. Irytuje mnie tak bardzo, że jego nazwisko systematycznie przekręcam, robiąc z niego Cohelo lub Cohello, i to - proszę mi wierzyć - zupełnie nieświadomie. Kiedy moja starsza córka sięgnęła ostatnio po jego "dzieła", zakipiałam ze złości i aż musiałam sobie zadać pytanie: dlaczego właściwie ten Brazylijczyk tak mnie wkurza? Odpowiedź nasunęła się szybko. Primo, bo Coelho (musiałam sprawdzić pisownię) kiepskim pisarzem jest. Secundo, bo Coelho sławnym pisarzem jest. Co, kurczę blade, powinno się wykluczać. Ale się nie wyklucza.

Oczywiście, ten paradoks nie dotyczy tylko i wyłącznie Paula Cohelo (wróć! Coelho!), ale i wielu innych pisarzy. Sęk jednak w tym, że "alchemik z Rio" (tak go sobie prywatnie nazywam) posiadł umiejętność wciskania się w umysły i zaśmiecania pamięci swoimi pseudoodkrywczymi banałami w stylu "miłość jest jak kostka czekolady - kiedy ją przełkniesz, zawsze poczujesz odrobinę goryczy". Fajne, prawda? Sama to wymyśliłam. Ale równie dobrze, mógłby to wymyślić Coelho. Spec od maksym wszelakich, głębokich jak kanał melioracyjny.

Postanowiłam jednak, że nie będę odwodziła córki od czytania tych mądrości, bo czasy są takie, że rodzic musi się cieszyć, że dziecko w ogóle czyta cokolwiek, nawet gdyby to była tylko książka telefoniczna. Co, nawiasem mówiąc, odkąd wynaleziono komórki, naprawdę graniczyłoby z cudem. A propos. W jednej ze swoich powieści Coelho napisał wiekopomne zdanie: "Może istnieć sto sposobów komunikowania się we współczesnym świecie, ale nic nie zastąpi ludzkiego spojrzenia." Cha! Cha! Ten to chyba w ogóle nie słyszał o komórkach! Spojrzenie - dobra rzecz, zwłaszcza, jak oczy ładne, ale ciekawe, co by zrobił nasz prorok z piątej góry, gdyby zgubił telefon komórkowy. Albo zostawił go w pracy.

Jak ja dzisiaj. W dodatku niejako razy dwa, bo w pośpiechu zostawiłam na biurku obie komórki - prywatną i służbową. (Jakby kto chciał je zgarnąć, uprzedzam, że biuro zamykam na klucz, a pod biurkiem trzymam prywatnego bazyliszka - bez lusterka nie podchodź!) A muszę zadzwonić do koleżanki, z którą umawiałam się na kawę w tym tygodniu, ale nie ustaliłam dokładnie, kiedy. I nie mam książki telefonicznej. A jej numer tkwi zakodowany w telefonie. Klapa! I co pan na to, panie Arcymądry? Nic nie zastąpi ludzkiego spojrzenia? "Bo w oczach tkwi siła duszy" - odpowiada Coelho. Idę ćwiczyć telepatię!

4 komentarze:

  1. Jeśli chodzi o Coelho, to zdanie mam podobne jak Ty. Nie mam nic przeciwko banalnym książkom, o ile takimi mają pozostać. Wkurza mnie niesamowicie próba robienia z czegoś, co jest banalne - Dzieła.

    Wydaje mi się jednak, że na pewnym etapie życia Coelho nie jest taki najgorszy, przynajmniej ten sztandarowy Alchemik. Bo moim zdaniem naturalna reakcja czytelnika jest taka, że im czyta więcej, tym bardziej krytyczny się staje wobec tego, co czyta. Więc i ten Coelho w świadomości Twojej córki powędruje kiedyś do pudła. Poza tym zawsze lepiej znać wroga. :)))

    (swego czasu bawiła mnie pewna pani, bardzo wykształcona, która psy wieszała na "Ogniem i mieczem" Hoffmana. Poniekąd się nawet z nią zgadzałam... Problem polegał na tym, że tego filmu NIGDY nie widziała. Ale znajomi powiedzieli, że jest kiepski, no więc jest).

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja znam wroga. :) Czytałam Coelho wiele lat temu, kiedy właśnie "Alchemika" poleciła mi pewna zachwycona nim znajoma. I nawet mi się podobało. Dosyć. ;) Ale, niestety, przeczytałam potem jeszcze dwie czy trzy powieści pana C. No i okazało się, że to zupełnie tak, jakbym tego "Alchemika" czytała w koło Macieju. I miałam ochotę usiąść nad brzegiem Piedry i płakać. Albo umrzeć - jak ta, nie przymierzając, Weronika. Zamiast tego, porzuciłam Coelho. Co do Zośki, masz rację - niech sobie poczyta i sama się tym zmęczy. Mam tylko nadzieję, że nie przesiąknie tą pseudofilozofią i nie powie mi, że odkryła w sobie nieprzepartą wolę podążenia na pustynię - za głosem serca, rzecz jasna. ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. >nazwisko systematycznie przekręcam, robiąc z niego Cohelo lub Cohello, i to - proszę mi wierzyć - zupełnie nieświadomie.

    To się nazywa bycie ograniczonym intelektualnie. Ewentualnie masz Alzheimera.

    >pseudoodkrywczymi banałami w stylu "miłość jest jak kostka czekolady(...)

    To dokładnie taka sama grafomania jak twoja. Okaż troche solidarności koledze.

    >ciekawe, co by zrobił nasz prorok z piątej góry
    >"zakipiałam ze złości

    Co za metafory, jak z poezji Sławomira Świerzyńskiego

    OdpowiedzUsuń
  4. Szanowny Anonimie. Złamię swoją zasadę, która głosi: nie dyskutuję z anonimami. Zaintrygował mnie bowiem ten Świerzyński. Musiałam sprawdzić w internecie, kto zacz. Teraz już wiem. Gratuluję znajomości klasyki. Do reszty się nie odniosę.
    Aha, nie wiedziała, że jesteśmy na ty.

    OdpowiedzUsuń