czwartek, 30 grudnia 2010

Cięcie!

Three wise virgins, Magdeburg; fot. Chris 73/Wikimedia Commons

Jutro Sylwester. Koniec i początek zarazem. Cezura taka. Czyli cięcie.

Chciał, nie chciał, trzeba podsumować. Oraz zaplanować lub co najmniej postanowić to i owo. Potem się najwyżej powie „żartowałam”, jak już 31 grudnia 2011 wyjdzie na jaw, że plany wzięły w łeb, a postanowienia diabli wzięli. W zapasie będzie jeszcze jeden rok na kolejne szlachetne zamierzenia, ale trzeba się będzie pospieszyć, bo czasu będziemy mieli ponoć o 20 dni mniej niż zwykle. Tak przynajmniej przewidzieli Majowie.

Ja tam im tak naprawdę nie wierzę, a końca świata spodziewam się w każdej chwili. Mam nawet w sypialni na szafce taką specjalną lampkę naftową (oliwnych nie było), żeby w razie czego wystąpić jako panna mądra. Trochę trzeba będzie naciągnąć z tą „panną”, bo jako żona i potrójna matka, nie powinnam chyba aspirować do tego tytułu. Liczę jednak, że w dzień sądu bardziej się będzie liczył przymiotnik (a nawet przymiot) – mądra, niż takie tam drobiazgi - pani czy panna. Muszę tylko koniecznie naftę kupić, co obiecuję sobie od paru lat i jakoś kiepsko mi to wychodzi. Ale kupię. To jedno z moich postanowień noworocznych.

Jedno z nielicznych – dodam. Bo nauczona doświadczeniem, postanowiłam za wiele nie postanawiać. I za wiele sobie nie życzyć, żeby znowu z tymi życzeniami nie trafić jak kulą w płot. Niebo słucha i czasem, jak jesteśmy wystarczająco upierdliwi, spełnia. No i mamy kłopot. Więc lepiej nie kombinować, bo powiedzmy to sobie szczerze - z nieba widać więcej i lepiej.

Okej, wybiegając w przód, kamera pokazuje lampę naftową pełną nafty i pannę (panią) mądrą, która spokojnie czeka na 21 grudnia 2012 roku, żeby rankiem 22 grudnia przykręcić knot i… czekać dalej. Teraz retrospekcja. Dwa tysiące dziesiąty. Trzysta sześćdziesiąt pięć dni i nocy. Lepszych i gorszych. Wszystkie ważne. Każdy brzemienny w skutkach. Bo na tym świecie nic nie dzieje się ot, tak sobie.

Wreszcie kamera pokazuje główną bohaterkę. Nie pije szampana, nie odpala fajerwerków. Siedzi w cieple swojego domu i spokojnie przygląda się, jak płomień lampy naftowej wywabia z kątów cienie przyszłych zdarzeń. No i… cięcie!

4 komentarze:

  1. Witam serdecznie.
    2010r. nie był taki zły zrealizowałam swoje marzenia ale kończący się rok jest dla
    b.smutny.
    Startuję w 2011r. od zera nic nie planuję, zobaczymy co się wydarzy niech to będzie niespodzianka.
    Beatko SZCZEŚLIWEGO NOWEGO ROKU ;);)

    OdpowiedzUsuń
  2. Aniu, niech smutek zamieni się w wesele. To się naprawdę zdarza. Szczęśliwego Nowego Roku!

    OdpowiedzUsuń
  3. Beato - z naftą to bym uwazała, bo jakby sie lampa wywróciła... tu mądrych nie ma :), ale zanim będzie ten koniec świata, to i lampki bez nafty jakiś mądry człowiek wynajdzie.
    Czego zyczę szczerze - nie końca świata, ale bezpiecznego oświetlenia na bądź jaką ciemną okoliczność. J.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jadziu, a Tobie światła w duszy, choć przecież i tak je masz. Ale tego nigdy za wiele. :))

    OdpowiedzUsuń