wtorek, 3 stycznia 2017

Moja Ryska Przygoda. Wróżby noworoczne

No i mamy nowy rok. W zasadzie, nic nadzwyczajnego – w końcu co roku przeżywamy to samo, ale nie wiedzieć czemu, co roku robimy z tego wielkie halo. Atawistyczne przywiązanie do obrzędów przejścia, ot co!

Dla mnie ten nowy rok jest jednak szczególny. Wprawdzie zainaugurowałam go wśród najbliższych, we własnym, warszawskim domu, ale już drugiego stycznia wylądowałam na lotnisku w Rydze, gdzie w trymiga przedzierzgnęłam się ponownie w ryżankę. Którą to ryżanką będę przez cały 2017. Co najmniej. Sytuacja dla mnie niezwyczajna i skłaniająca do rozlicznych refleksji nad krętymi ścieżkami życia.

A propos krętych ścieżek, Ryga przywitała mnie siąpiącym śniego-deszczem, który w nocy dokonał metamorfozy w śnieg pełną gębą. I z gęby tej sypało tak obficie, że rankiem ścieżka do pracy znów była wąska, kręta i śliska, wiodąca, wśród malowniczych zasp, czasem w zupełnie zaskakujących kierunkach. Do biura dotarłam z narażeniem życia, bo całkiem zasypało mi okulary i widziałam głównie jakieś rozmazane w ciemności (tak, tak, było jeszcze ciemno) cienie.

Moje poświęcenie okazało się jednak psu na budę, bo padła nam sieć, a – jak wiadomo – my bez sieci to jak call girl bez telefonu. Zanim dowiedzieliśmy się, jaka była przyczyna, snuliśmy sobie różne fajne teorie spiskowe, wśród których najbardziej spodobała mi się jedna – ze mną w roli głównej (a jakże).

Otóż nie dalej jak dziś rano zamieściłam na Twitterze taki oto satyryczny rysunek:



W mniej więcej tym samym czasie ten sam rysunek na Fejsie zamieścił kolega Litwin. Uznaliśmy więc zgodnie, że odcięcie nas od sieci to zemsta Sami-Wiecie-Kogo. Fakt, że odcięto całą firmę, a nie tylko mnie i kolegę, świadczyć może albo o braku finezji (jak walić, to po wsiem), albo umiejętności.  Przyczyna okazała się jednak – ku mojemu rozczarowaniu – bardziej prozaiczna - trzasnął jakiś światłowód.

Potem było już tylko gorzej. Nim wyruszyłam z biura, zaspy, którymi przedzierałam się rankiem, przekształciły się w błocko zalegające głównie na ulicach. Przejeżdżające samochody rozjeżdżają je i rozchlapują na wszystkie strony. Jeden taki, nie powiem jaki, z kawaleryjską fantazją władował się na pełnej prędkości w wyjątkowo okazałe bajoro, które w całości znalazło się na moim odzieniu wierzchnim, a częściowo i spodnim (skarpetki w butach zaliczam do odzienia spodniego). Moja „jasna cholera” dosięgła wyłącznie jego tylnego zderzaka, a i tego nie jestem pewna, bo poruszał się z prędkością ponaddźwiękową.

Jeśli by uznać to wszystko za coś w rodzaju wróżby, nowy rok ryżanki rysuje się w barwach raczej ponurych. Po powrocie do domu, w akcie desperacji, rzuciłam okiem na kalendarz, który dostałam w prezencie od przyjaciół z Paryża. Są w nim piękne zdjęcia paryskich ulic oraz cytaty z literatury francuskiej. W styczniu – Proust i taki oto tekst (wolne tłumaczenie BB): Prawdziwa podróż, to nie szukanie nowych pejzaży, ale patrzenie na wszystko nowymi oczyma. Nowe spojrzenie – oto, czego mi trzeba!

Pa! Ryżanka

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz