sobota, 21 stycznia 2017

Moja Ryska Przygoda. A morze zimą..?

A morze zimą jest inne.

Tak, zupełnie inne od morza letniego. Od jesiennego pewnie też, ale jesienne przegapiłam z kompletnie dla mnie niezrozumiałych względów. Po prostu, nie przyszło mi do głupiego łba, by w któryś jesienny weekend wsiąść do pociągu byle jakiego, byle jechał do Jurmali (a mam ich do groma i ciut, ciut, i to prawie spod domu), i zobaczyć, jak wygląda Bałtyk pod niebem, dajmy na to, październikowym. No, ale nic straconego, nadrobię to w 2017.

Za to dziś wsiadłam do kolejki i w dwadzieścia minut później wysiadłam w Majori (część Jurmali). Ze stacji do plaży pięć minut. A potem...

Potem zaparło mi dech. Nie tylko dlatego, że wiało (jak to nad morzem), ale głównie dlatego, że widok był fantastyczny. Niebo, morze, plaża - wszystko monochromatyczne, w odcieniach bieli i szarości, z niewielką domieszką czegoś brunatnego. Żadnych dźwięków, poza natarczywym szumem morza i świstem wiatru. I wszystko jakieś takie dzikie, niepokojąco samotne.



Wędrowałam plażą, za jedyne towarzystwo mając kilka ptaków i swoje myśli. I nagle dotarło do mnie, że - choć to dla mnie, Warszawianki z dziada pradziada, brzmi niewiarygodnie - MIESZKAM NAD MORZEM. Mogę po nie sięgnąć de facto w każdej chwili. Nie muszę jechać przez wiele godzin, martwić się o nocleg. Wystarczy, że najdzie mnie ochota na szum morskich fal i zgrzyt ziarenek piasku pod stopami.

Muszę zatem wykorzystać ten dar losu i zawrzeć bliższą znajomość z Bałtykiem Wszystkich Czterech Pór Roku. To jedno z moich postanowień noworocznych. Sic!

Pa! Ryżanka


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz