niedziela, 22 stycznia 2017

Moja Ryska Przygoda. Algorytmy, Trump i ja


Po wczorajszej, prawie słonecznej sobocie, ryska niedziela uznała, że dosyć tego dobrego i uraczyła mnie aurą w kolorze brudnej ścierki. W powietrzu mglista i zawiesista wilgoć, a na dokładkę wiatr, który mało mnie nie zdmuchnął do Dźwiny, gdy maszerowałam przez most. Do domu wróciłam przewiana (nie mylić z zawiana) i utwierdzona w żelaznym postanowieniu, że dziś już nie ruszam się z domu na krok.

No, ale coś trzeba robić. Nieopatrznie sięgnęłam po tablet. A tam już na mnie czyhał niejaki Michał Kosiński (vel Michal Kosinski) ze swoim algorytmem. Niezorientowanym wyjaśniam, że ten zdolny, młody człowiek, obecnie asystent na Uniwersytecie Stanforda, jeszcze jako student Cambridge opracował algorytm diagnozujący cechy osobowości na podstawie aktywności w sieci. Na przykład, analizując nasze "lajki" na Fejsie. To tak, w największym skrócie.

O tym wynalazku głośno było w mediach przy okazji ostatnich wyborów w Stanach, bo autorzy chwalili się, że to właśnie ich algorytm przyczynił się do wygranej Trumpa, umożliwiając skuteczne profilowanie grup docelowych. Teraz przypomniał o nim wywiad na portalu innpoland.pl, na który się nadziałam. Nie dowiedziałam się niczego nowego, ale za to był tam link do strony University of Cambridge, gdzie można sobie takie profilowanie zawinszować Na przykład, logując się przez Facebooka.

Co mi szkodzi? - pomyślałam. Klik, klik, klik i... figa z makiem! Cambridge poinformował mnie uprzejmie, że liczba moich lajków jest niewystarczająca do przeprowadzenia profilowania, a oni nie są fanami guesswork. Znaczy się, nie spekulują, tylko analizują, a jak nie mają czego, bo jestem zawstydzająco nieaktywna jeśli chodzi lajkowanie, to mnie nie sprofilują i szlus. Choć nie całkiem szlus, bo Cambridge profiluje nie tylko na podstawie Fejsa i lajków. Proponują mi zatem inny test, który sprofiluje mnie równie skutecznie.

Postanowiłam iść za ciosem. Tym bardziej, że test polegał na napisaniu dowolnego tekstu na co najmniej dwieście słów. Bułka z masłem, nawet po angielsku! Naprędce skleciłam historyjkę o dziewczęciu imieniem Calluna, które urodziło się na wrzosowisku, było rude, nieurodziwe i dosyć samotne, ale generalnie miało to w nosie. Równie dobrze mogłam napisać o astronaucie, którego wyprawa do Galaktyki Wężownika okazała się totalną klapą. Albo... Dobra, oszczędzę Ci, Czytelniku, poronionych płodów mojej wyobraźni. Po mniej więcej trzystu pięćdziesięciu słowach kliknęłam "profiluj" (albo jakoś tak, nie pamiętam dokładnie).

Wynik był, hm, zastanawiający. Może nie taki całkiem do bani, ale momentami kontrowersyjny. Zdecydowałam, że dam im jeszcze jedną szansę. Wybrałam inny z proponowanych testów. Ten miał mnie sprofilować na podstawie moich gustów muzycznych. Wyświetla ci się lista wykonawców, a ty klikasz tylko na jedną z opcji: uwielbiam, lubię, mam w nosie, nie lubię, nie znoszę. Prościzna. Pod warunkiem, że wiesz, o kogo chodzi. Co do mnie, połowy wykonawców nie znałam w ogóle, a niektórzy tylko obili mi się o uszy, i to z daleka. Przypuszczam, że na tej podstawie można mnie było dokładnie sprofilować, gdy chodzi o przedział wiekowy - zna Pink Floydów, nie ma pojęcia, kim jest YXZ. Oceniałam więc, kogo znałam, a kogo nie znałam, załatwiałam przyciskiem "mam w nosie". Po kilku minutach: Gratulacje! Zostałaś sprofilowana!

Mój prawdziwy profil

Porównałam oba wyniki. Cóż, nie da się ukryć, mam złożoną osobowość. Ba, nawet pełną sprzeczności. Na przykład, z testu "literackiego" wyszło, że jestem stąpającą twardo po ziemi, konserwatywną tradycjonalistką. Z "muzycznego", że mam osobowość liberalnej artystki o skłonnościach marzycielskich (może przez te liczne odpowiedzi I don't care?). A najlepsze jest to, że na podstawie opowieści o Callunie Cambridge oszacował mnie na 20 lat mniej niż mam oraz nadał mi bardzo, ale to bardzo dużą dozę cech męskich. W zasadzie, wstyd powiedzieć, ale w 92 procentach jestem facetem, czego chyba nie powinnam pisać, bo może to czytać mój PiW (choć to o wieku mogłoby go nawet ucieszyć).

Po tej dawce wstrząsających informacji na swój temat, uznałam, że słusznie przez całe życie nie ufałam żadnym algorytmom. Oraz, że jeśli Trump faktycznie korzystał z tego ich wynalazku, to jego wygrana przytrafiła się pomimo, a nie dzięki. CO BYŁO DO UDOWODNIENIA.

Pa! Ryżanka






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz