Dzień Matki. Przez wielkie M. I D. Od rana moje ulubione radio informuje mnie, że dziś w Liedlu 13 róż tylko po 7,50. Co na pewno wkurza niewąsko kwiaciarzy spod Hali Mirowskiej, dla których DM jest jednym z kilku dni obfitych żniw i taka konkurencja może im te żniwa skutecznie żni..., tfu! zniweczyć.
W pracy żeńska część personelu ulega wyraźnej polaryzacji. Jedne radośnie demonstrują każdemu, kto się nawinie, różne cud-laurki, korale z jarzębiny i bransolety z makaronu pracowicie wykonane przez latorośle pod okiem cierpliwych przedszkolanek. Inne, które latorośli nie mają, lub - co gorsza - mają latorośle w wieku, w którym na naszyjniki z jarzębiny już za późno, a na kolie z pereł za wcześnie, unikają tych od makaronu jak ognia i udają, że DM to komercja, konfekcja i takie tam.
Na ulicach sporo panów z bukietami - to zapewne tatusiowie, którzy pełni obaw o niepewną pamięć latorośli, postanowili, że tradycji musi stać się zadość. Mamusie dostaną więc, co mamusiowe, choćby tylko od męża.
A jutro nikt już nie będzie się tym przejmował. No, może tylko ci spod Hali Mirowskiej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz