niedziela, 11 maja 2014

Im więcej czytam, tym staję się smutniejsza


Przeczytałam wczoraj książkę pewnej Norweżki. "Im szybciej idę, tym jestem mniejsza". Wydawca reklamuje ją następująco: "Książka jest ciepłą, trochę ironiczną wariacją na temat "życia całą pełnią". Hmmm... Jeśli przyjąć, że paniczny lęk przed samotną śmiercią jest wariacją na temat życia całą pełnią, to mogłabym się z tym promocyjnym opisem zgodzić. Mniejsza jednak o marketing. Książkę przeczytać warto, choć jeśli ktoś liczy na to, że po lekturze nastrój podskoczy mu o kilka stopni, może być zaskoczony.
Mnie, na ten przykład, ogarnęły refleksje zgoła niewesołe.  Przez całą książkę główna bohaterka martwi się bowiem, że umrze (jest już staruszką, więc prawdopodobieństwo rośnie z każdym dniem) i nikt tego nie zauważy. Kiedy więc przeczytałam ostatnie słowa, zadałam sobie pytanie: A ja?  Czy jeśli ja umrę, a to przecież nieuchronne, ktoś w ogóle ten fakt zauważy? Czy jest coś takiego, co sprawi, że moja nieobecność stanie się dotkliwa? Dotkliwie smutna i nie do zniesienia?
Myślałam i myślałam i było mi coraz mniej przyjemnie. Aż nagle - eureka! Mam! Jest coś takiego. To moje kwiaty doniczkowe! Mam ich w domu całe mnóstwo i jestem jedyną osobą, która je darzy sympatią i o nie dba. Gdybym więc nagle umarła, a zwłaszcza umarła w czasie upalnego lata, po paru dniach ktoś z rodziny na pewno w końcu potknąłby się o rozrzucone po podłodze zeschłe liście. 
I może któreś z dzieci zadałoby pytanie: Dlaczego Mutter (to straszne, ale tak na mnie mówią - nie pytajcie, dlaczego) nie podlewa swoich kwiatów? I kto wie, może ktoś przypomniałby sobie, że jakoś dawno mnie nie widział.  I może ów ktoś by pomyślał, że jednak lepiej było, jak byłam, bo kto teraz będzie podlewał kwiaty? 
I już prawie zrobiło mi się lżej na duszy, kiedy uświadomiłam sobie, że przecież rodzina nienawidzi moich kwiatów. I że jedyną prawdopodobną reakcją byłby okrzyk  radości: Ha! Nareszcie możemy się pozbyć tych badyli! I zrozumiałam, że nie ma dla mnie ratunku. Do następnej książki.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz