poniedziałek, 20 czerwca 2011

O wyższości Talleyranda nad Bromskim

Jak nie raz już pisałam, Opatrzność pozbawiła mnie typowo kobiecej (podobno) cechy: zamiłowania do pięknych ciuchów. Nie wiem i chyba nie chcę wiedzieć, skąd taki defekt, bo jak bym to zaczęła analizować, śp. Freud miałby ubaw po pachy, a mnie czekałaby pewnie długa i bolesna terapia. Odległe wspomnienia powyciąganych swetrów i ciężkich buciorów, w których z upodobaniem chodziłam na randki (sic!), są już wystarczająco niepokojące, więc nie zamierzam się w tym grzebać.

Fakt pozostaje jednak faktem. Najlepiej czuję się w stroju niewymuszonym, co nie oznacza swobodnej elegancji czy artystycznego nieładu, tylko coś, co sprawdza się wyłącznie w czterech ścianach własnego domu. I to koniecznie pod warunkiem, że nikt nie wpada z wizytą.

Mój pech polega jednak na tym, że większość zawodowego życia spędzam w miejscach i towarzystwie, które stroju niewymuszonego nie tolerują. Przeciwnie, wymuszają strój "wymuszony", czyli taki, który w żadnym razie nie da się zdefiniować jako dżinsy i trapery. Odczytuje to jako swoistą złośliwość losu, a w chwilach bardziej filozoficznych, jako klasyczny przykład karmy - widocznie tej lekcji życia jeszcze nie odrobiłam i muszę się nauczyć lubić garsonki i szpilki, bo bez tego nie pokonam kolejnego etapu odwiecznego kręgu życia i śmierci. Uf.

Dlatego staram się jak mogę i naginając moją "niewymuszoną" naturę, próbuję być elegancka. Oczywiście tam, gdzie to niezbędne. Czasem jednak wymiękam. Okazuje się bowiem, że "elegancka" to pojęcia bardzo względne, a niektóre definicje jeżą włos na głowie. Ot, choćby jak ta z filmu Jacka Bromskiego "Uwikłanie". Pewien obrzydliwie bogaty (i obrzydliwie wredny) typ mówi do głównej bohaterki: - Widzę, że lubi się pani ubierać schludnie. - Elegancko - odpowiada bohaterka. - Nie, proszę pani, elegancja zaczyna się od 10 tysięcy...

Jutro muszę się ubrać elegancko. Podliczyłam, ile tysięcy będę miała na sobie. Wyszło, że chyba nie dociągnę do jednego. Prawie się załamałam. Z pomocą przyszedł mi stary cynik Talleyrand, który powiedział, że połączenie elegancji z prostotą stanowi o szlachectwie każdej rzeczy i persony. Ha! "Szlachectwo persony". Stawiam na prostotę!

2 komentarze:

  1. Beato.
    po 1. ladnemu we wszystkim ladnie, dlatego
    po 2, stawiam na persone
    pozdrowionka B,

    OdpowiedzUsuń
  2. Basiu, ja też stawiam na personę. No i na szlachectwo. ;)

    OdpowiedzUsuń