niedziela, 14 sierpnia 2016

Moja Ryska Przygoda. Riga Svetki, czyli stragany, rock i barok


W ten weekend Ryga obchodzi urodziny. Obchodzi je hucznie, bo urodziny szacowne - osiemset piętnaste. W całym mieście już od tygodni wiszą wielkie plakaty "Riga Svetki", co mniej więcej znaczy festiwal Rygi. Już od piątku główny, biegnący nad Dźwiną bulwar 11 listopada zamknięty dla ruchu kołowego. Tam i na starym mieście odbywają się główne imprezy.

Program przebogaty. Kiedy się wejdzie na ryską stronę informacyjno-turystyczną liveriga.com, od mnogości propozycji może się zakręcić w głowie. Koncerty, pokazy filmów, wystawy, imprezy familijne i sportowe. No i oczywiście targ. Bo przecież żadne święto w cywilizowanym świecie nie może się obyć bez kramów z mydłem i powidłem, czyli ciuchami, biżuterią, rzemiosłem mniej lub bardziej artystycznym oraz produktami spożywczymi mniej lub bardziej lokalnymi. Osobiście tych targowisk nie znoszę, ale sądząc po tłumie, który oblegał wczoraj namioty ustawione wzdłuż bulwaru, należę raczej do mniejszości.

Na szczęście, kramy i kramiki to tylko dodatek. Ojcowie miasta postarali się w tym roku bardzo i zapewnili mnóstwo świetnej muzyki. Ja załapałam się na dwa koncerty - jeden na bulwarze, drugi w kościele świętego Piotra. Oba świetne. Na bulwarze grał łotewski zespół Dagamba - dwie wiolonczele, jedne klawisze i perkusja. Dawno nie słyszałam tak ognistego Vivaldiego i Beethovena na rockowo. A na deser ścieżka dźwiękowa z "Gry o tron". Wszystko trochę w stylu Apocalyptiki, tyle że łotewscy wiolonczeliści nie mieli aż tak długich blond fryzur jak Finowie i za efekt wizualny musiała wystarczyć fantazyjna grzywka jednego z nich.

W kościele świętego Piotra całkiem inne klimaty. Koncert muzyki barokowej w wykonaniu "czterech muzykantów z Bremy", czyli kwartetu Prisma z... Bremy. Skojarzenie o tyle zabawne, że właśnie pod kościołem świętego Piotra stoi rzeźba przedstwiająca bohaterów baśni braci Grimm "Czterech muzykantów z Bremy". Na szczęście na Bremie podobieństwa się kończą i muzycy z Prismy dali koncert, który nie wystraszyłby żadnych zbójców. Co ciekawe, znów dopadł mnie wątek polski - w repertuarze znalazły się dwa utwory Adama Jarzębskiego, nadwornego skrzypka Zygmunta III Wazy. Wymówienie jego nazwiska zdawało się być dla flecistki zespołu większym wyzwaniem niż zagranie jego utworów.

I tak oto zaliczyłam festiwalowy rock i barok. W strugach deszczu, dodam, bo tu ojcowie miasta dali plamę i najwyraźniej nie załatwili z kim trzeba. Może nie wiedzieli, pod jaki adres złożyć stosowny wniosek?


PS Bonus dla wytrwałych:Dagamba i ich "Gra o tron".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz