czwartek, 23 stycznia 2014

Gender mój powszedni


Parę dni temu spotkałam się z kumplami i kumpelkami (polityczna poprawność przede wszystkim!) z dawnych, harcerskich lat. Wspólnie doszliśmy do wniosku, że trzeba by się spotkać w większym gronie, z gitarką i koniecznie śpiewnikiem, bo już pamięć nie ta. Ustaliliśmy termin, miejsce, skład osobowy, a żeby było jeszcze weselej, postanowiliśmy, że ktoś powinien wygłosić gawędę. Poszukując tematu, od rzemyczka do koniczka, doszliśmy do gender. Primo, temat na czasie i wszędzie go pełno. Secundo, jedna z naszych koleżanek specjalizuje się w takich tam feministycznych topikach, więc gawędę mogłaby strzelić z głowy i z zaangażowaniem.

Pominę coraz śmielsze scenariusze, jakie nam się nasuwały w związku z potencjalną gawędą. Wspomnę tylko, że jednym z pomysłów było ten oto, by chłopcy przyszli w spódniczkach, a dziewczynki w spodniach. To ostatnie pewnie ziściłoby się i bez tematu przewodniego "zbiórki", bo ziąb straszny i ciepłe portki to jedyne, co człowiek, bez względu na rolę społeczną, gotów jest przywdziać. 

Ostatecznie, temat upadł, ustępując pola innym, mniej ambitnym. Mnie jednak zainspirował do pewnej refleksji. Otóż, zadałam sobie pytanie: jaki jest mój gender? Podeszłam do sprawy metodycznie. Kartka, ołówek, chwila zadumy. Poniżej ranking ról społecznych Beaty B.

1. Żona.
2. Matka.
3. Córka.
4. Siostra.
5. Przyjaciółka.
6. Szara, stara harcerka.
7. Namiętna (sic!) czytelniczka
8. Tłumaczka.
9. Kobieta pracująca.
10.Waga (od-waga, roz-waga, równo-waga, szczęśliwie nie-nad-waga).

Zapewne nie wyczerpałam repertuaru. Ale wystarczy rzut oka na to, co powyżej, by stwierdzić jednoznacznie: mój gender jest ewidentnie rodzaju żeńskiego. Co samo w sobie jest paradoksem, bowiem gender brzmi cholernie męsko. Przynajmniej gramatycznie.

Najlepsze jest to, że zadałam sobie tyle trudu, by stwierdzić coś, co wiem od dziecka: JESTEM KOBIETĄ! I nic dziwnego. Kopernik też był(a) kobietą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz