środa, 26 września 2012

Koło zapasowe, czyli żeński punkt widzenia na motoryzację


Od wielu lat jeżdżę renówkami. Proszę mnie nie pytać, dlaczego, bo nie wiem. Tak się jakoś złożyło. A może to moja romanistyczna podświadomość każe mi z setek dostępnych marek wybierać właśnie "francuzy"? Mniejsza o to. Grunt, że za każdym razem, gdy przychodzi pora wymiany samochodu, rozważam to i tamto, a w końcu i tak ląduję za kierownicą jakiegoś renault coś tam. I generalnie, nie widzę powodu do zmian. Fakt, nie mam za bardzo porównania, ale po co mi porównanie, skoro jestem zadowolona? Logiczne, prawda? Z tym, że ostatnio firma Renault okropnie mi się naraziła. A było to tak...

Wychodzę sobie z biura, idę na parking, otwieram samochód, a tu spacerujący po parkingu pan ochroniarz zwraca się do mnie uprzejmie:
- Ja tam bym na pani miejscu nie jechał. Ma pani kapcia.
Cóż, nawet taka motoryzacyjna noga jak ja wie, że "kapeć" oznacza kłopoty, bo zasadniczo wyklucza jazdę samochodem, który go ma. Obejrzałam feralną oponę i faktycznie, musiałam stwierdzić: kapeć jak się patrzy! Znaczy się, trzeba zmienić koło.

Ktoś powie: wielkie mi halo! Wyciągaj, babo, lewarek i zabieraj się do roboty. No, chętnie, chętnie, tylko niech mi ktoś powie: GDZIE JEST ZAPAS?! Przetrząsnęłam bagażnik. Znalazłam w nim:
- torbę z rolkami,
- karton z książkami,
- ekologiczne siatki na zakupy,
- jakieś tajemnicze deski ze sklejki (Mężu, skąd się to badziewie wzięło w MOIM samochodzie?!),
- wielką płachtę folii malarskiej (???),
- wełniane rękawiczki, których nie mogłam znaleźć od zeszłej zimy

i ANI  ŚLADU  KOŁA  ZAPASOWEGO.

Obserwujący moje wysiłki ochroniarz, wezwał przez krótkofalówkę kolegę. "Rysiek ma renówkę - wyjaśnił - może będzie wiedział, co i jak."  Rysiek wiedział. W renówkach koło zapasowe podwieszone jest pod samochodem. Trzeba znaleźć w bagażniku odpowiednią śrubę, do niej odpowiedni klucz, odkręcić, wyciągnąć i już. Niestety! Klucz, który jak ulał pasował do śrub przy kołach, nijak nie pasował do śruby w bagażniku.

W chwilę potem dołączył do nas trzeci ochroniarz. A za kolejny kwadrans - mój syn, wezwany na pomoc telefonicznie. Teraz przy mojej renówce uwijało się już 4 pełnych jak najlepszych chęci facetów. Wreszcie któryś z panów ochroniarzy wpadł na pomysł, by ściągnąć na parking gościa, który w naszym biurze konserwuje klimatyzację, dzięki czemu ma wielką skrzynię z wszelkiego rodzaju kluczami i śrubami. Ta myśl okazała się zbawienna - facet w try miga dopasował klucz, odkręcił co trzeba, potem co trzeba przykręcił. Patrzyłam w niego jak w obraz, a on tylko otrzepał ręce, uśmiechnął się skromnie i odjechał w siną dal swoim... citroënem. Hmm, ciekawe, gdzie citroën ma koło zapasowe. W końcu, to też "francuz".




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz