Słoneczna sobota. Jadę sobie rowerkiem przez warszawskie ulice - z Pola Mokotowskiego do domu. Po chodniku, bo szeroki i pusty, a jechać po ulicy - zgroza. Na wielkim skrzyżowaniu Towarowej z Prostą zatrzymuje mnie czerwone światło. Obok mnie przystaje urocza parka - młoda mamusia (tak na oko, ze dwadzieścia latek) i jeszcze młodsza córusia (tak na oko - jakieś 3). Mamusia ufarbowana na kruczą czerń, jedną ręką trzyma wózek-spacerówkę z blond-aniołkiem, a w drugiej dzierży przy uchu komórkę.
- Wiesz co? Ja to, k..., pier...! - oświadcza asertywnie. - Jeśli ta k..., myśli, że będę zapier... za te gówniane grosze, to chyba ją poje...! - dodaje stanowczo. - To ja już, k..., wolę te pier... ulotki roznosić niż u niej, k..., zapier...! - konkluduje.
A aniołek liże lizaka i słucha. I właśnie odbiera kolejną zapewne lekcję życia. Niech się czarnowłosa mamusia nie zdziwi, jeśli za parę lat młodociana anielica oświadczy jej stanowczo: - A co ty, kur..., myślisz? Że ja będę do tej jeb... szkoły zapier...? Chyba cię poje...!
sobota, 10 września 2011
Czym skorupka...
Etykiety:
czym skorupka za młodu nasiąknie,
dzieci,
język,
przykład,
rodzicielstwo,
wychowanie
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz