Do urlopu daleko, ale człowiek ratuje się jak może. Człowiek, czyli ja. A ratują mnie weekendy. Krótkie "skoki w bok" od zazdrosnej partnerki zwanej pracą. Tylko proszę nie rozciągać metafory nadmiernie - nic nie poradzę, że praca jest rodzaju żeńskiego. U nas, nad Wisłą. Bo nad Sekwaną jest męska. Ciekawe, czemu. Ale ja nie o tym...
Mówiłam o weekendach. Otóż w weekendach najfajniejsze są piątki, a najgorsze - nie, wcale nie poniedziałki. Niedziele! W piątek człowiek jest wprawdzie wykończony i ledwo powłóczy nogami, ale za to ma w perspektywie całe dwa dni miłej odmiany. W niedzielę zaś, choć zregenerowany i wypoczęty, człowiek już czuje w kościach i nerwach nadciągający tydzień, co skutecznie uniemożliwia cieszenie się tą resztką wolności, jaką jest niedzielny wieczór.
Wygląda na to, że cieszy nas nie tyle to, co mamy, ile to, co dopiero będziemy mieli. Szczęście daje mniej stan obecny, choćby nie wiem jak radosny, a znacznie bardziej nadzieja i oczekiwanie owej radości. Testuję to na sobie od lat i niedzielne spadki nastroju dawno przestały mnie dziwić i irytować. Przyjmuję je jako nieunikniony element weekendowego pejzażu. I wyglądam piątku.
W tym kontekście zupełnie mnie nie dziwi wynik badania przeprowadzonego przez pracownię Diagnoza Społeczna, z którego wynikło, że ponad 80 (uwaga, uwaga: osiemdziesiąt!) procent Polaków uważa się za szczęśliwych. Tuż obok, na tym samym portalu Wirtualna Polska, szczerzą kły przerażające informacje w stylu "Panika! Czarny poniedziałek na warszawskiej giełdzie" czy "Finansowe trzęsienie ziemi! Nowy kryzys w Europie?!" (wykrzykniki oryginalne). A ludzie, zamiast jęknąć z przerażenia, spokojnie mówią, że są szczęśliwi. Czyżby "don't worry, be happy"? A może po prostu zbiorowo czekamy na piątek?
Rudyard Kipling powiedział kiedyś, że nikt nie jest zupełnie szczęśliwy - od dzioba do ogona. Święte słowa. Ważne tylko, żeby nie spuszczać dzioba na kwintę i entuzjastycznie merdać ogonem. Nawet w poniedziałek.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz