wtorek, 21 września 2010

Chanel Nr 5, czyli sposób na kryzys

Uwielbiam media! Przepracowałam w nich kawał życia, ale nigdy nie przestaną mnie zadziwiać. Gdyby traktować poważnie wszystko, co się w nich przeczyta czy usłyszy (nie mówiąc o tym, co można w nich zobaczyć), człowiek popadłby niechybnie w schizofrenię lub inne schorzenie, na którym dorobiłaby się cała rzesza psychologów.

Osobiście, byłam dziś tego bliska. Najpierw, przeglądając serwisy, natknęłam się na przerażający tytuł: "Od stycznia będą problemy z zakupem mleka i pieczywa?" Aż mnie zatkało. Czyżby kryzys nabrał takiego tempa i krowy zastrajkowały, a zboże postanowiło już nigdy nie wykiełkować? Tuż obok - inny mrożący krew w żyłach tytuł: "Pensje zamrożone, ulgi znikają. Odchudzanie". Hm - myślę sobie, odchudzanie nie jest złe, ale te zamrożone pensje... Powiało chłodem. Niestety, kolejny nagłówek wystraszył mnie śmiertelnie: "Teraz nie wystarczy na pogrzeb!" No pięknie! Nie dość, że mi zamrożą pensję, pozbawią chleba i mleka, odchudzą na siłę, to jeszcze rodzina nie da rady mnie pogrzebać i moje odchudzone zwłoki będą się rozkładać gdzieś na widoku, ku uciesze życzliwych koleżanek. Brrrr!

Już zaczęłam rozważać, czy aby nie skrócić sobie mąk, a rodzinie oszczędzić dylematów i zakończyć życie teraz, natychmiast, póki drogich bliskich stać jeszcze na wyprawienie mi pogrzebu. Na szczęście w oko wpadł mi tytuł innego artykułu - najwyraźniej na ten sam temat: "Obcięli zasiłki. Koniec wystawnych pochówków". No - odetchnęłam z ulgą - to już insza inszość. Ostatecznie, mogę być chowana niewystawnie, więc może warto jeszcze trochę pożyć. Postanowiłam jednak sprawdzić, co z tym chlebem i mlekiem, bo wprawdzie odchudzanie to moje drugie imię, ale kurczę, bez przesady. I co się okazało? Otóż, nie chodzi bynajmniej o problemy z pieczywem i nabiałem, ale z... kasami fiskalnymi. W dodatku, w małych sklepikach osiedlowych. Czyli problem będą mieli raczej handlowcy, którym serdecznie współczuję, ale chleb i mleko kupię sobie po prostu tam, gdzie przeprogramowanie kasy fiskalnej pójdzie gładko. Ufff.

I może poszłabym dziś spać w miarę spokojna, że jeszcze trochę pożyję, popijając mleko i zagryzając razowcem, a potem rodzina pochowa mnie, wprawdzie niewystawnie, ale zawsze jakoś, gdyby nie to, że włączyłam radio. I co usłyszałam? Rzecz absolutnie wstrząsającą, która przyprawiła mnie o dreszcze i do teraz trzyma w stanie osłupienia. Chanel, mimo kryzysu, podnosi ceny! Torebka z logo słynnej Coco może kosztować nawet... 5 tys. euro! Zgroza!

I co ja, biedna, teraz pocznę? Jak żyć, wiedząc, że luksus made by Chanel tak strasznie podrożał? Wiem! Może zastosuję sposób Marylin Monroe, która sypiała "ubrana" wyłącznie w Chanel Nr 5. Można by zaoszczędzić na koszuli nocnej. Niezłe, niezłe. Ale do pracy tak nie pójdę - nie chcę przeczytać o sobie w gazetach.

4 komentarze:

  1. A teraz powiedz mi, skąd się wzięła moja wizja pochówku w Chanel Nr 5. :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Straszne prognozy...Najgorzej to z tymi zasiłkami pogrzebowymi. Mogą nagłe, przyspieszone, niewyjaśnione zgony następować. Zwłaszcza jak ktoś gustuje w torebkach Coco :)

    Ewa

    OdpowiedzUsuń
  3. Do kompletu newsów brakuje: "pochówek w torebce", "mleko nr 5" i "Coco Chanel sypia na razowcu".
    Teraz dopiero wszystko jasne. :)J.

    OdpowiedzUsuń