piątek, 18 sierpnia 2017

Moja Ryska Przygoda. Szczęśliwy brak


Ostatnio budziłam się z dziwnym uczuciem. Jakby mi czegoś brakowało. Uczucie jest subtelne, acz z każdym dniem coraz bardziej namacalne. Gdzieś w głębi mojego jestestwa czai się wyraźny BRAK.

Autoanaliza, w której eliminowałam kolejne, domniemane przyczyny tego stanu rzeczy - brak porządnego lata? brak agrestu na ryskich straganach? brak Wiadomości TVP w tutejszej telewizji? (żartowałam!), nic nie dała. Pomoc nadeszła z najmniej oczekiwanej strony – od kolegi z pracy, który pewnego poranka podzielił się ze mną informacją, że jego syn właśnie rozpoczął rok szkolny w jednej z międzynarodowych szkół, którymi może pochwalić się Ryga.

Po pierwszym zdziwieniu, że rok szkolny zaczyna się w połowie sierpnia, a nie – jak Pan Bóg przykazał – pierwszego września, dotarła do mnie wstrząsająca prawda: po raz pierwszy od bardzo wielu lat rozpoczęcie roku szkolnego kompletnie mnie nie dotyczy! Moje ostatnie dziecko zdało maturę, dostało się na studia i rozpoczyna studenckie życie.

Zatem ów brak, który tak rozpanoszył się w mojej duszy, to po prostu brak SPRS – Syndromu Początku Roku Szkolnego! Koniec z kupowaniem podręczników! Koniec z uganianiem się za wydaniem trzecim poprawionym, choć na półce leży (pozostałe po starszej siostrze) wydanie drugie poprawione. Koniec z wywiadówkami! Koniec z udawaniem, że praca domowa dziecka to praca domowa DZIECKA i mnie nic do tego. Koniec z odruchem panicznej ucieczki, gdy na ekranie komórki pojawia się numer zakodowany jako „wychowaczyni...”. Koniec ze składkami na komitet rodzicielski, którego wydatki do dziś pozostają dla mnie co najmniej równie podejrzane jak nadwyżka budżetowa RP ogłaszana co jakiś czas przez miłościwie nam panujących. Koniec z poczuciem bezsilnej wściekłości na wieść o kolejnej genialnej reformie systemu edukacji lub podstawy programowej. Koniec...

Mogłabym tak wyliczać bardzo długo, ale sprowadza się to do jednego – ubyło mi stresów. Jak się tak dobrze zastanowić, to ich liczba jest całkiem spora. Zrzuciłam z pleców niezły worek kamieni. Uf.

Na dodatek w Rydze lato ocknęło się z letargu i obdarowuje ryżan dniami pełnymi słońca. Jak tak dalej pójdzie, dotrze do mnie wreszcie, że lato nie kończy się pierwszego września, o czym przecież informują wszystkie kalendarze, a czemu ja, podrywana do galopu dźwiękiem pierwszego szkolnego dzwonka, do tej pory nie mogłam dać wiary.

Pa! Ryżanka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz