czwartek, 24 sierpnia 2017

Moja Ryska Przygoda. Lipawa - miasto, gdzie rodzi się wiatr




Ostatnie dwa dni spędziłam w Kurlandii. Konkretnie w Lipawie, czyli Liepaji, dokąd pojechałam służbowo, by odbyć arcyważną naradę, a przy okazji, w nielicznych wolnych chwilach, zobaczyć to i owo."To i owo" okazało się niezwykle interesujące. Lipawa ma bowiem kilka niepodważalnych atutów.

Po pierwsze położenie. Wyobraź sobie, miły Czytelniku, miasto wtulone w morze. Miasto z rozłożystymi, piaszczystymi plażami, oddzielonymi od lądu szerokim pasmem wydm, a także wąskimi sierpami piasku, nad którymi zawisły piaszczyste klify. Morze bywa tu kapryśne. W ciągu zaledwie dwóch dni tutejszy Neptun ukazał mi dwa, zupełnie różne oblicza - raz dobrotliwego staruszka, błogosławiącego nielicznym turystom spokojnymi, świetlistymi wodami Bałtyku, a raz rozgniewanego starucha, tłukącego morską pięścią o drżące ze strachu brzegi.W obu odsłonach lipawski Bałtyk był niezwykle piękny, a plaże oglądane z krańca długiego, betonowego molo prezentowały się nad wyraz korzystnie.



Resztki carskiej twierdzy

Po drugie architektura. Nie miałam, niestety, czasu na porządne zwiedzanie miasta, ale w trakcie nielicznych, krótkich spacerów zdążyłam zachwycić się przepięknymi, dziewiętnastowiecznymi domami z cegły lub drewna, zabudowaniami portowymi z XVIII wieku, paroma perełkami lipawskiej secesji, piękną prawosławną katedrą świętego Mikołaja oraz - wisienką na torcie - wspaniałą salą lipawskiej filharmonii zaprojektowaną tak, by przypominała bryłę bursztynu. Kiedy się wejdzie do środka, wpadające przez wielkie, szklane tafle światło sprawia, że czujemy się jak we wnętrzu bursztynowej komnaty.

Notabene, Lipawa chlubi się świetną orkiestrą symfoniczną i swoje przywiązanie do muzyki podkreśla na każdym kroku - a to poprzez aleję muzycznych gwiazd Łotwy, których odciski dłoni zdobią ustawione wzdłuż alei betonowe bloki, a to poprzez metalowe nutki tu i ówdzie wtopione w chodnik. Można powiedzieć, że chodząc po Lipawie, człowiek stąpa po muzyce.
Filharmonia

Po trzecie atmosfera. Lipawa ma w sobie jakiś nieuchwytny rys, który sprawia, że chodząc po jej uliczkach, nagle pragniemy pomilczeć i pooddychać wyglądającą z każdego kąta przeszłością. Refleksje, jakie się wtedy budzą, nie zawsze są radosne, bo Lipawa nosi wyraźne ślady wieloletnich zaniedbań i - co tu dużo gadać - braku inwestorów. Niektóre domy aż krzyczą, by ktoś je wziął w posiadanie i odrestaurował, gdyż w przeciwnym wypadku za kilka lat po prostu się zawalą. A szkoda byłaby wielka, bo to prawdziwe perełki. Ileż razy, spacerując po Lipawie, wzdychałam z żalu nad marniejącym pięknem.



Opuszczone sanatorium

Tę nieco nostalgiczną atmosferę wspaniale czuje się zwłaszcza wieczorem. Lipawskie ulice pustoszeją wtedy niemal doszczętnie, co jest nie tylko efektem końca lata (nawiasem mówiąc, turystów tu nigdy nie ma zbyt wielu), ale i - niestety dla miasta - postępującym wyludnieniem. Pomijając jednak ten czysto ekonomiczny kontekst , miło jest przejść się po Lipawie wieczornej, pustawej i cichej, gdy w powietrzu już czuje się pierwsze podmuchy jesieni.

Podobno najstarsza uliczka w Lipawie (informacja od rodowitej lipawianki)
A kiedy od Bałtyku nadciągnie mocniejszy podmuch, zrozumiałe stają się słowa tutejszego hymnu: Lipawa - miasto, gdzie rodzi się wiatr...

Pa! Ryżanka. 




Rzeźba z wypisanymi słowami lipawskiego hymnu

Katedra św. Mikołaja     

Most zaprojektowany wg szkicu Gustawa Eiffela

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz