niedziela, 10 stycznia 2016

Trudny bliźni spod płotu


Zauważyliśmy go późnym latem. Przez całe dnie siedział na murku pod ogrodzeniem po drugiej stronie ulicy. Obok - sporych rozmiarów torba i plecak. Późnym wieczorem znikał, by rano pojawić się znowu. Przez jakiś czas go nie było. Dwa dni temu zobaczyliśmy go znowu. W tym samym miejscu - na murku, pod płotem. Jedyna różnica, to kurtka z kapturem. No i zimno.

Zadzwoniliśmy do straży miejskiej, żeby go zabrali do noclegowni. Zanim przyjechali, już go nie było. Następnego dnia spytany, czy czegoś potrzebuje - koca lub swetra, wymamrotał, że nie, dziękuje, ma wszystko. Trzy godziny później, zgodził się przyjąć termos gorącej herbaty. Nic więcej. Na pytanie, czy ma gdzie spać, odparł, że daje sobie radę.

Dziś znów zanieśliśmy mu herbatę. W ten sposób weszliśmy do jego życia. Na razie tylko troszkę. Jakby jedną stopą stanąć w czyimś progu. Ale już nie możemy udawać, że go nie widzimy. Stał się absolutnie, boleśnie widzialny. Kiedy zapada zmrok, myślimy, czy jeszcze tam jest.

Nie wiem, czy i jaki dalszy krok zrobimy w jego stronę. To trudniejsze niż rzucić parę złotych, nieprawdaż?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz