poniedziałek, 28 lipca 2014

Jak Durrell zrobił mnie w trąbę

Wiele lat temu, będzie pewnie z dziesięć, zakochałam się w pewnej książce. Właściwie, to w kilku książkach, bo była to aż trylogia. Nie, nie ta, którą każde dziecię nad Wisłą zna na pamięć (hm, czy aby na pewno?), ale inna, rodem znad Tamizy. Choć, właściwie, to nie znad Tamizy, tylko z Korfu. A częściowo, to i z Indii. Tak to jest, kiedy facet z brytyjskich rodziców, urodzony w Indiach, pisze książkę o tym, jak najpiękniejsze lata dzieciństwa spędził na Korfu.

Przechodząc do rzeczy, mowa o tzw. trylogii korfijskiej Geralda Durrella. "Moje ptaki, zwierzaki i krewni", "Moja rodzina i inne zwierzęta", "Ogród bogów" - tak się te książki nazywają i radzę te tytuły zapamiętać. Bo gdy nadejdzie jesienny spleen lub inna chandra, zaręczam, że Durrellowskie opowieści są w stanie przegonić je gdzie pieprz rośnie. Dawka uroczego humoru, jaką Durrell serwuje strona po stronie, wygra z każdą depresyjką.

Ta właśnie myśl przyświecała mi, kiedy przed wyjazdem na urlop, naciągając nieco mój książkowy budżet, załadowałam do kindle'a całą trylogię. Z Durrellem dam rade nawet nad zatłoczonym basenem, gdy zabraknie leżaków, a obsługa hotelu rozłoży ręce, udając, że rozumie po angielsku.

Na początku wszystko było jak trzeba. Głucha na ryczącą z megafonów muzę (nazwanie tego czegoś, czym raczył nas hotelowy didżej, muzyką, byłoby niezasłużonym komplementem), chichotałam sobie w najlepsze, zupełnie się nie przejmując spojrzeniami rzucanymi z sąsiednich leżaków. Nie doceniłam jednak Durrella.

Po paru dniach nagle poczułam, że coś jest nie tak. Ku mojemu zaskoczeniu, do duszy zakradło mi się coś na kształt... nostalgii. Zamiast cieszyć się pięknym widokiem gór i morza (wszystko w pakiecie), jaki dany mi było oglądać codziennie, ja, jak ta głupia, tęskniłam za... Korfu! Korfu, dokąd parę lat temu udałam się w pogoni za cieniami rodziny i innych zwierząt tak cudownie opisanych przez Geralda.

Oto jak niebezpieczna bywa literatura! Ale to nie koniec. Coś mnie podkusiło i w ramach wkacyjnego poszerzania wiedzy, wyszukałam w sieci informacje na temat Durrellów. Swoją drogą, cud, że nie zrobiłam tego już dawno temu. I co się okazało? Ano to, że Gerry, jak wszyscy pisarze na świecie, zwyczajnie ściemniał! Na przykład Larry, jego najstarszy brat, bez którego trylogia byłaby pozbawiona wielu smaczków, NIGDY Z DURRELLAMI NA KORFU NIE MIESZKAŁ!  A skoro tak, to czy w Truskawkowej, Śnieżnobiałej i Żonkilowej willi pojawili się kiedykolwiek jego przezabawni przyjaciele - Max i Donald? Czy naprawdę istniał jego znajomy miłośnik flamingów? Czy Margo naprawdę walczyła z trądzikiem i przeżyła fascynację spirytyzmem?

Poczułam się, delikatnie mówiąc, zrobiona w trąbę. I może dzięki temu, z gorzką satysfakcją, zapamiętałam angielski idiom, którym tak chętnie posługiwał się Gerald Durrell -  he just pulled my leg!

2 komentarze:

  1. Mnie Durell trafił w "óśmej podstawówki"..w kontekście damsko męskim:)
    Najważniejsze to DYSTANS zachować.HIHI

    OdpowiedzUsuń
  2. Kontekst damsko-męski? Czyżbyś zapałała afektem do kapitana Creecha? ;)

    OdpowiedzUsuń