Każdy ma w życiu swoje pięć minut chwały. Skala bywa wprawdzie różna – od rzęsistych oklasków na szkolnym przedstawieniu „Szewczyka Dratewki, przez spacer po czerwonym dywanie zakończony okrzykiem And the Oscar goes to…!, aż po wygłoszenie podziękowań na scenie Królewskiej Szwedzkiej Akademii Nauk. Nieważne jednak obiektywne powody - chwała to chwała – zawsze cieszy. W takich chwilach człowiek czuje, że świat leży mu u stóp.
Problem jednak w tym, że powiedzenie o pięciu minutach zawiera w sobie głęboką mądrość. Sugeruje bowiem, że czas glorii jest ograniczony, a po nim nieuchronnie następuje stan do chwały przeciwny. Czyli klapa. Obrazowo nazywa się to upadkiem z wysokiego konia, co jednoznacznie kojarzy się z czymś bolesnym i upokarzającym.
Ilekroć maszeruję do kościoła z palemką w garści, myślę sobie, że Niedziela Palmowa to doskonała ilustracja odwiecznej prawdy, że żadna chwała na tym świecie nie jest dana raz na zawsze. Świat udziela jej bowiem kapryśnie – równie szybko daje, jak i odbiera. W jednej chwili sadza nas na honorowym miejscu, a już w następnej nie wpuszcza nawet do przedpokoju, pytając „A pan tu względem czego?”.
Górki i dołki. Głaski i klapsy. Zwycięstwa i klęski. Zasadniczo, przyjemne to nie jest. Ale za to jest pożyteczne. Żebyśmy nie zapomnieli, że prezesem/premierem/przewodniczącym klasy się tylko BYWA. Żeby nam palma nie odbiła.
sobota, 16 kwietnia 2011
Żeby nam palma nie odbiła
Etykiety:
chwała,
Niedziela Palmowa,
pokora,
sława,
upadek. los,
zmienność losu
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz