wtorek, 13 czerwca 2023

Gramatyka to mandarynka?

Język fascynuje mnie od dawna. Nie, nie mówię o „narzędziu zbudowanym z mięśni pokrytych błoną śluzową, umieszczonym na dnie jamy gębowej kręgowców” (Encyklopedia PWN).  Przedmiotem mojej pasji jest „zespół środków pierwotnie głosowych, wtórnie także innych (jak pismo czy różnego rodzaju sygnalizacje), służących ludziom do porozumiewania się” (tamże). Studiowanie filologii tylko tę fascynację pogłębiło, a uprawianie zawodu tłumacza literatury sprawiło, że do tego niesamowitego narzędzia ludzkiej komunikacji mam szacunek zmieszany z dużą dozą pokory.



 „Ortografia to mandarynka” – pisali paryscy studenci na murach Sorbony w maju 1968 roku. I nie chodziło o owoc, ale o formę żeńską słowa „mandaryn”. W ten sposób dawali jasno do zrozumienia, że zbiór językowych reguł może być, podobnie jak inne reguły i zasady, narzędziem ucisku i opresji, czymś na wskroś konwencjonalnym i ograniczającym wolność, a zatem – niepożądanym, wręcz wrogim. Zgodnie z tym oryginalnym hasłem, język winien być swobodny niczym kobiece ciało wyzwolone spod reżimu gorsetu czy biustonosza, a czepiający się błędnej pisowni akademiccy „mandaryni” niech idą do diabła.

 Minęło 55 lat i odnoszę wrażenie, że dziś chodzi nie tyle o wyzwalanie języka, ile o jego formowanie stosownie do aktualnych potrzeb kształtowania rzeczywistości. Przykładem takiego podejścia jest wydany przez Amnesty International dokument pt. „Język równościowy”. Tytuł wymowny i niepozostawiający wątpliwości co do intencji, która materializuje się na każdej stronie - język, zarówno w warstwie czysto semantycznej, jak i gramatycznej, ma być narzędziem walki z tym, co autorzy manifestu uznają za dyskryminację. 

Kto ma ochotę, niech sam przeczyta (Język równościowy) i stwierdzi, czy mu z tymi pomysłami po drodze. Ja z jednymi postulatami jestem skłonna się zgodzić, z innymi nie, a niektóre wydają mi się wręcz kuriozalne. Bo choć uważam się za osobę otwartą, tolerancyjną oraz przeciwną dyskryminowaniu kogokolwiek, raczej nie zastosuję się do rady, by o grupie koedukacyjnej z przewagą osób rodzaju żeńskiego mówić z użyciem żeńskiej formy gramatycznej, postponując stary, dobry rodzaj męskoosobowy. „Moje dwie córki, wnuczka i zięć poszły wczoraj do kina” – nie przejdzie mi chyba przez gardło. Gardło najwyraźniej za mało postępowe.

Zabawne jednak (a może w jakimś sensie znamienne) jest to, że choć dokument dotyczy języka i ma charakter dydaktyczny, sam zredagowany jest z wyraźnym lekceważeniem reguł języka polskiego. Autorzy nie bardzo się przejmują interpunkcją, tu i ówdzie pojawiają się literówki (miłosiernie nie uznaję ich za błędy ortograficzne), a wyrazy przenoszone są w sposób dosyć fantazyjny. Najwyraźniej przywołana w dokumencie poprawność polityczna nie musi iść w parze z poprawnością językową. Gramatyka to mandarynka? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz