piątek, 20 marca 2015

Zaćmienie kontra literatura


Dziś pierwszy raz w życiu obejrzałam zaćmienie słońca. Podziękowania należą się koledze z pracy, który wykombinował, że możemy użyć do tego celu zwykłej komputerowej dyskietki z jej przesłoniętym ciemną folią okienkiem. Oto jak techniczny przeżytek może pełnić funkcje paranaukowe.

Fakt, że to cudowne zjawisko przypadło akurat w dniu, w którym dopadło mnie paskudne choróbsko (gorączka, dreszcze, piekielny ból gardła), potraktowałam jako swoisty omen. Skonsultowany w tej sprawie kolega lekarz, stuknął się w głowę i wydał jednoznaczny wyrok: Do łóżka. Ale już!

Posłuchałam prawie natychmiast. A teraz, leżąc w wyżej wspomnianym, rozmyślam sobie, z braku laku, o tym zaćmieniu. Od rzemyczka do koniczka przypomniał mi się "Faraon", w którym zaćmienie słońca odegrało rolę kluczową. Trzeba przyznać, że kiedyś to tacy lepiej wykształceni rządzący mieli dobrze! Wystarczyło zaćmienie, kometa, meteor, perseidy, grad w lecie, pąki na drzewach zimą - i ciemny lud miało się w kieszeni.

A dziś co? Dziś lud gapi się na te cuda przyrody całkiem bez lęku i trudno liczyć na to, że padnie na twarz, szukając pomocy u tych co na górze. Dziś zaćmienie słońca może co najwyżej na kilka minut odwrócić uwagę obywateli od takiej - dajmy na to - dyskusji literackiej nad dziełem Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego pt. Dlaczego ogórek nie śpiewa. Ot, takie czasy! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz