sobota, 6 grudnia 2014

Filozofia kolibra


Byłam wczoraj na koncercie Zaz. Kto zna i nie był, niech zazdrości, kto nie zna, niech w te pędy klika na youtube, potem kupi płytę, a potem żałuje, że go wczoraj nie było w warszawskim klubie Progresja. Koncert był prezentem od moich dzieci na wstydliwie okrągłe urodziny, które wprawdzie przypadają w październiku, ale Zaz miała wtedy inne plany i jakoś nie chciała do Warszawy przyjechać.

Grunt, że w ogóle przyjechała. I dała taki występ, że klękajcie narody. Dziewczyna nie dość, że rewelacyjnie śpiewa, to jeszcze robi to w drugim najpiękniejszym języku świata, czyli po francusku. Na dodatek nie przestraszyła się językoskrętnych sz i cz pierwszego najpiękniejszego języka świata i wygłosiła po polsku kilka dłuższych enuncjacji. O jej zespole muzycznym długo by pisać, ale lepiej posłuchać, więc polecam.

Kiedy się jednak słucha Zaz, dobrze jest znać drugi najpiękniejszy język świata. Bo Zaz śpiewa z sensem. Próżno u niej szukać głębokich wyznań w stylu "jesteś ode mnie o trzy łzy za daleko". Można natomiast dowiedzieć się, jak Zaz widzi świat i nasze w nim miejsce. Żeby to zilustrować, przytoczę opowiastkę, którą Zaz wygłosiła po polsku (no, raczej odczytała, ale i tak chapeau bas!), a która - jak powiedziała- oddaje jej życiową filozofię.

W amazońskiej puszczy wybuchł pożar. Zwierzęta uciekały w popłochu. Tylko mały koliber latał od jednego drzewa do drugiego, mocno machając skrzydłami. Zwierzęta spytały go: - Co robisz? - Gaszę pożar - odparł koliber. - Nie dasz rady, jesteś za mały! - Robię, co do mnie należy.

I tak oto, prócz porcji świetnej muzyki, dostałam w urodzinowym prezencie prostą maksymę na resztę życia: rób, kochana, co do ciebie należy! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz