środa, 31 grudnia 2014

Było, nie całkiem minęło


Ostatnio jedna z moich córek zamieściła na Facebooku wpis – cytat z nie pamiętam już kogo, który głosił, że przeszłość jest po to, byśmy z niej czerpali naukę, a nie nią żyli.

Stwierdzenie to nie jest może wyjątkowo oryginalne – w obiegu funkcjonuje wiele maksym  o bardzo podobnej treści.  Jednakże, gdy mija kolejny rok naszego życia, niemal automatycznie dokonujemy podsumowań i rachunków zysków i strat, w czym przeszłość odgrywa rolę pierwszoplanową. 

Dlatego, zainspirowana przez moje dziecko (które – nawiasem mówiąc – w sensie metrykalnym dzieckiem przestało już być parę lat temu), postanowiłam w tym roku nie rozpamiętywać minionych 365 dni, wzdychając, jak były cudowne/trudne/dramatyczne/ekscytujące (niepotrzebne skreślić). W miejsce tego jałowego zajęcia, przeprowadziłam rzetelną refleksję, czego mnie te minione 12 miesięcy nauczyły. I oto, co mi z tych przemyśleń wyszło.

1.       Jedną z najważniejszych umiejętności w życiu jest umiejętność cierpliwego czekania. (Czekałam, czekałam i doczekałam się. Tak trzymać!)
2.       Biblijna przypowieść o upartej wdowie i surowym sędzi sprawdza się w stu procentach, pod warunkiem, że wdowa jest wystarczająco uparta.  (Drogi Sędzio, uprzedzam, że będę jako ta wdowa. Amen.)
3.        Przywiązywanie się do partnerów naszych dzieci, zanim obie strony powiedzą sobie sakramentalne tak, grozi emocjonalnym rozchybotaniem. (Nigdy więcej!)
4.       Czytanie książek na czytniku elektronicznym nie zmniejsza przyjemności z lektury, za to istotnie zwiększa liczbę tytułów w bagażu podręcznym. (Niech żyje Kindle!)
5.       Zamawianie egzotycznych dań wyłącznie na podstawie ich wyglądu na cudzym talerzu graniczy z brawurą. (Nigdy więcej kolacji z półżywych kalmarów!)
6.       Zanim się wygłosi miażdżącą krytykę scenariusza jakiegoś filmu (cha, cha, cha, no jedna, wielka mielizna, po prostu! ), dobrze jest sprawdzić, kto jest autorem tego scenariusza i czy przypadkiem nie jest nim nasz rozmówca. (Do dziś mi głupio, choć scenariusz – faktycznie – do bani.)
7.       Liczba pogadanek wygłoszonych (poirytowanym tonem) na temat roli porządku w życiu cywilizowanego człowieka nie koreluje dodatnio ze wzrostem porządku w pokojach moich dzieci. (Chyba pora to zaakceptować.)
8.       Liczba wykładów na temat zbawiennego wpływu lektury na umysł młodego człowieka nie koreluje dodatnio z liczbą książek czytanych przez moje potomstwo. (Cholera, nie wiem, czy się z tym pogodzę.)
9.       Farbowanie włosów w domu jest równie skuteczne co w salonie fryzjerskim, a za to parokrotnie tańsze. (Dziękuję, Joasiu!)
10.   Galaretę do ryby (i podejrzewam, że do innych dań też) należy robić zgodnie z przepisem, bo jak się sypie żelatynę na oko, mąż ma rano dziką satysfakcję. („A nie mówiłem, żebyś przeczytała przepis?”)
11.   To chyba wszystko. 
12.   Aha, jeszcze jedno: chór Va, pensiero jest dobry na każdą okazję.
Hmwygląda na to,  że nauczyłam się całkiem sporo. W tym rzeczy praktycznych, jak choćby kwestia tej nieszczęsnej żelatyny, której wspomnienie nie będzie mnie teraz dręczyć przez lata, bo wstydliwe doświadczenie przekuję w konstruktywną naukę. Do następnego razu.

PS Tym, którzy to czytają, życzę, żeby wszystko, czego ich nauczył 2014, zakwitło i zaowocowało w 2015.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz