niedziela, 17 czerwca 2012

Nic się nie stałooo...!

Miałam nie oglądać, nie przejmować się, nie ekscytować. Miałam wieczorami chodzić do kina i do teatru, z wyższością myśląc o wszystkich tych frajerach, którzy wgapieni w telewizor lub telebim, krzyczą "Polska, biało-czerwoni!" i gryzą pazury przy kolejnym rożnym. Miałam nie wiedzieć, kto jest z nami w grupie i jak wygląda punktacja po kolejnych meczach. Miałam nie znać składu naszej drużyny, o innych drużynach nie wspominając. Miałam, miałam, miałam...

Tymczasem... Oglądałam, przejmowałam się i ekscytowałam. Do kina i teatru poszłam raptem po jednym razie, oczywiście wtedy, gdy nasi nie grali. Kiedy zaś grali, darłam się na całe gardło, co nawet delikatnie wypomniał mi w windzie mój niezwykle kulturalny sąsiad. Rodzina szybko uświadomiła mnie, kto jest z nami w grupie i na czym polegają duże i małe punkty. Jestem w stanie wymienić chyba wszystkich naszych zawodników, z Perquisem i Obraniakiem włącznie, a niektórych nawet poznałabym na ulicy. Wiem już, który to Ronaldo, a który Ibrahimovich. Wiem, że tylko jeden bramkarz gra w kasku i  ma nazwisko informujące o nacji, z której pochodzi. I wiem, że tylko dwóch trenerów ogląda mecze w dresie, a jednym z nich jest Franciszek Smuda.

Krótko mówiąc, wiem już całkiem sporo o futbolu. Zdobycie tej wiedzy kosztowało mnie kupę nerwów i kilka naderwanych strun głosowych. Teraz, kiedy już wyszło na jaw, że Lewandowski z Błaszczykowskim nie są w stanie sami wygrać meczu, będę sobie tę nowo zdobytą wiedzę pogłębiać - już na spokojnie. Dziś rodzinnie postanowiliśmy obejrzeć, jak grają Holandia i Portugalia. Mąż i syn będą kibicowali "lepszym", ja z córkami - "przystojniejszym". Będzie milutko i zupełnie nieemocjonująco. A jak mi się znudzi, poczytam sobie "Annę Kareninę", która jakoś ostatnio znowu wpadła mi w ręce.

Nic się nie stało, chłopaki, nic się nie stałooo!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz