wtorek, 12 lipca 2016

Moja Ryska Przygoda. Piece of cake, czyli odległe echo Brexitu


Unia Unią, ale porządek być musi. Jako odpowiedzialna obywatelka Unii Europejskiej, która w dodatku z Unią Europejską miała już zawodowo sporo do czynienia, zanim wyjechałam z Ojczyzny, sprawdziłam przepisy i wiedziałam, że na Łotwie czeka mnie formalność uzyskania karty czasowego pobytu, dzięki której moja praca w pięknym kraju nad Dźwiną będzie pracą na legalu. Bułka z masłem, pikuś, piece of cake (jeszcze nie wiem, jak to jest po łotewsku, ale obiecuję, że się dowiem).

Kiedy załatwiałam formalności w naszym biurze prawnym i upomniałam się o stosowny formularz, uspokojono mnie, że czasu mamy hektar, bo aż dziewięćdziesiąt dni, więc mam się nie martwić, formularz dostanę, jak nasz legal advisor odkopie się z papierów i dokopie do tego właściwego. A ja go (formularz, nie advisora) tylko wypełnię i w łotewskiej asyście udam się do odpowiedniego biura. Piece of cake.

Ta łotewska asysta powinna mnie była zastanowić, bo sugerowała, że kwestie komunikacyjne mogą stanowić pewien kłopot. Ale beztroski ton kolegów uśpił moją czujność, więc nie zawracałam sobie sprawą głowy i czekałam.

Aż tu nagle, parę dni temu, dostaję maila z załącznikiem w postaci rzeczonego formularza oraz informacją, że przyszła pora, by go wypełnić. Szczęśliwie papier napisano w trzech językach, z których jeden znam (angielski), a drugi znałam w liceum, ale zrobiłam wszystko, by zapomnieć, a teraz żałuję (rosyjski). Piece of cake.

Zaczęłam wypełniać. Imię, nazwisko, data urodzenia, miejsce urodzenia... Po co się pcham na Łotwę, jak się tu utrzymam, kiedy zamierzam się wynieść... Klasyka. Do czasu. Bo nagle, ni z tego, ni z owego, pytania robią się, jakby to ująć, nieco bardziej osobiste. Panna? Mężatka? Rozwódka? Wdowa? No dobra, nie przesadzajmy, to też klasyka. A zatem mężatka. So far, so good. Jedziemy dalej. Mężatka? Okej, to prosimy podać datę ślubu.

Trochę się zdziwiłam, bo mój Pan i Władca, ku mojej rozpaczy zresztą, nie będzie tu ze mną na stałe, zatem jego karta pobytu nie dotyczy. Ale datę ślubu pamiętam, więc co mi szkodzi podać. Podaję. Dziękujemy za już i prosimy o więcej - kto wydał świadectwo ślubu, kiedy i jaki mu nadano numer?

Wymiękłam. Wśród dokumentów, które przywiozłam z Ojczyzny, tego jednego zabrakło. Co gorsza, nie mam bladego pojęcia, gdzie się ów cenny papier znajduje, i czy w ogóle go mam! Rozpaczliwy mail do córki. Córka na wakacjach. Jak wróci, poszuka. Jak znajdzie, sfotografuje i prześle. Jak nie prześle, leżę i kwiczę.

Chwilowo staram się nie panikować i czekam na efekty ekspedycji poszukiwawczej. Na pociechę czytam o obywatelach Zjednoczonego Królestwa, którzy szturmują nasz konsulat w Londynie, dopytując się o możliwość uzyskania polskiego obywatelstwa. Co ciekawe, dziś rano kolega Brytyjczyk, z którym siedzę biurko w biurko, przywitał się ze mną w moim ojczystym języku. Spytałam, czy też się będzie ubiegał. I obiecałam, że jakby co, mogę go uczyć polskiego po cenach promocyjnych. Jak wymówi "Brzęczyszczykiewicz", uznam, że jest gotowy. Piece of cake!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz