Usłyszałam dziś bardzo pouczający dowcip. W pewnej firmie prowadzono rekrutację. Kadrowa przychodzi do prezesa z pokaźnym plikiem aplikacji. - Panie prezesie - mówi - oto wyselekcjonowane oferty. Zechce pan rzucić okiem? Prezes bierze od niej papiery. Z góry i z dołu pliku chwyta po kilkanaście ofert i... wrzuca do kosza na śmieci. - Panie prezesie! Co pan robi? To świetne oferty! - Krzyczy przerażona kadrowa. - Z pechowcami nie pracujemy - oświadcza prezes.
Zabawne, prawda? Zwłaszcza, jak się nie szuka roboty. Bo jak się szuka, to... No cóż, śmiech zamiera na ustach. Ale jak się tak na chłodno zastanowić, coś jest na rzeczy. Napoleon mówił, że z dwóch generałów - geniusza i szczęściarza, wybierz tego drugiego. No bo co mu po gigancie strategii, któremu szyki pokrzyżuje na przykład nagła zawierucha śnieżna? Anegdotyczny prezes wolał nie robić rozpoznania bojem. Sam odegrał rolę fatum.
Pozostaje pytanie, czy możemy zrobić cokolwiek, by nasza aplikacja była w środku pliku i nie załapała się na podróż do "koszalina". Odpowiedż brzmi: nic. Ale jest i dobra wiadomość. Na przykład taka, że wyżej opisany szef jest na bank egoistycznym, pozbawionym empatii łajdakiem i praca z kimś takim byłaby gorsza od Kołymy. Co powoduje, że z pechowca płynnie przedzierzgamy się w farciarza.
A szklanka jest do połowy pełna.
A szklanka jest do połowy pełna.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz