W internetowym wydaniu Polityki z 11 czerwca ukazał się artykuł Piotra Sarzyńskiego, który wprawił mnie w taką konsternację, że aż się podzielę. Tytuł "Kwestia smaku" w pierwszej chwili skojarzył mi się z Herbertem, ale jak się w chwilę później okazało, zupełnie niepotrzebnie, bo aż tak wysublimowany ten tekst nie był, choć też o estetyce.
Autor artykułu ubolewał w nim nad brakiem gustu bogatych kolekcjonerów sztuki, którzy "szastają milionami", nabywając - o zgrozo! - "malarstwo spod znaku patriotyczno-sentymentalnego". Bezpośrednią przyczyną tego lamentu było wydarzenie z pewniej niedawnej aukcji, na której jakiś kolekcjoner nabył za - uwaga, uwaga - blisko dwa miliony złotych "nieznośnie patetyczny obraz Jacka Malczewskiego Lekcja historii."
Pan Sarzyński uznał ten fakt za przejaw złego smaku, porównywalnego z noszeniem białych skarpetek do ciemnego garnituru, co jak powszechnie wiadomo, jest zbrodnią niewybaczalną i aż dziw bierze, że do tej pory nieujętą w kodeksie karnym. Co ciekawe, w artykule nie było ani słowa o tym, czy z punktu widzenia sztuki malarskiej, obraz ten jest dobry, średni czy kompletnie do kitu. Ani słowa o kompozycji, kolorystyce, perspektywie czy innych tego typu kryteriach. Jedyne, co autor miał dziełu do zarzucenia, to związki ze szkołą realizmu petersbursko-monachijskiego oraz, co chyba najważniejsze, tematykę patriotyczną.
Pierwszy zarzut pominę, bo się nie znam, choć z tego, co zapamiętałam ze szkoły, wynika, że Malczewski od realizmu dosyć szybko odszedł i sytuuje się go raczej w nurcie symbolizmu. Drugi wprawił mnie w prawdziwe zdumienie. Gdyby bowiem przyjąć tok rozumowania autora artykułu, wątki patriotyczne w sztuce nieodwracalnie tę sztukę dyskredytują, zaś uznanie dla tego rodzaju twórczości to zwyczajny obciach.
Cóż, nawet gdybym miała na zbyciu dwie bańki, pewnie i tak nie kupiłabym Malczewskiego, bo zwyczajnie za nim nie przepadam (między innymi dlatego, że z uporem maniaka malował sam siebie). Ale za to chętnie nabyłabym grafiki Grottgera, choć też "nieznośnie patetyczne". Co w sposób oczywisty sytuuje mnie w kręgu pozbawionych gustu parweniuszy. Na pociechę pozostaje mi fakt, że nie noszę białych skarpetek do garnituru. Dobre i to.
bo patriotyzm i gust w połączeniu z milionami w portfelu, to specyficzna mieszanka trudna do okiełzania. ;))) ... to żart . oczywiście.
OdpowiedzUsuńPrzypuszczam, że mieszanka tyleż wybuchowa, co rzadka. Ale jak już się trafi, warto docenić, n'est-ce pas? ;)
OdpowiedzUsuń