Niech się nie cieszą złośliwi - tekst nie będzie o mnie. Przemysł kosmetyczny sprawił, że kobieta ma na głowie to, co chce - platynę, miód, kasztan, gorzką czekoladę, nawet jeśli pod spodem, faktycznie, szron. Ale ja nie o tym... Ja o tym, że jak śpiewali Starsi Panowie Dwaj, siwy włos i w sercu maj niekoniecznie muszą się wykluczać.
Do rozważań na ten temat zainspirowała mnie znajoma, która opowiedziała mi o rozterkach jej ojca - wkrótce emeryta. Rozterki te można by streścić jednym zdaniem: A co ja, biedny i nikomu niepotrzebny, teraz będę robił? Pytanie pewnie niezbyt oryginalne i zadawane przez całe rzesze wkrótce-emerytów, które jasno pokazuje, jak emeryci znad Wisły postrzegają swoje miejsce w społeczeństwie. Nikomu niepotrzebni, nieaktywni, znudzeni i znużeni.
Oczywiście, zdaję sobie sprawę, że powyższy obrazek stanowi karygodne uogólnienie i polski emeryt coraz częściej od tego wizerunku mocno odstaje. Nie mam jednak wątpliwości, że w tej dziedzinie dużo by jeszcze można zrobić, żeby "w sercu ciągle maj" nie był jedynie pobożnym życzeniem.
Przykład takich działań widziałam w Japonii. Zwiedzając japońskie zamki, parki i świątynie, co rusz natykałam się na zażywnych staruszków płci obojga, którzy zaczepiali turystów, oferując im swoje usługi (dla jasności dodam, że gratisowe) jako przewodnicy-wolontariusze. Nie muszę dodawać, że mówili bardzo przyzwoicie po angielsku, co w Japonii wcale nie jest takie oczywiste. Kilka razy skorzystaliśmy z takiej oferty i nigdy nie żałowaliśmy. Staruszkowie nie dość, że naprawdę sporo wiedzieli, to jeszcze dzielili się tą wiedzą z zapałem i energią, jakich próżno szukać u zblazowanych, profesjnalnych przewodników.
Słuchając pana Akiro w ogrodzie Korakuen w Okajamie czy pani Yoko w zamku w Białej Czapli w Himeji, myślałam, jak fajnie by było spotkać, dajmy na to, w łańcuckim pałacu panią Jadzię czy pana Staszka, informujących gości z drugiego końca globu: I am a volunteer guide. I would be pleased to show you this palace.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz