Kiedy człowiek jedzie na konferencję na temat komunikacji strategicznej (nie mylić ze strategią komunikacyjną), spodziewa się różnych rzeczy. I zasadniczo, może bez trudu przewidzieć, jakie słowa-klucze (nie mylić z wytrychami) będą padały ze sceny. Propaganda. Informacja. Dezinformacja. Wojna informacyjna. Media. Media społecznościowe. Nowe technologie. Internet. Kolejność przypadkowa, nieobrazująca żadnego rankingu.
I faktycznie. Dziś w Rydze, na konferencji Eksperckiego Centrum Komunikacji Strategicznej NATO, wszystkie te słowa padły po wielokroć, a nie były odmieniane przez wszystkie przypadki jedynie dlatego, że wypowiadano je po angielsku - w języku globalnej komunikacji. (Notabene, mam prywatną teorię, że brak deklinacji walnie się przyczynił do tego międzynarodowego sukcesu.) Nie spodziewałam się jednak, że tak często-gęsto będzie tu padało słowo, które na pierwszy rzut oka w ogóle do tych puzzli nie pasuje: prawda.
Tymczasem, w każdym panelu - prawda! Czasem samotnie, a czasem w parze z wiarygodnością. Prawda na ustach naukowców, dziennikarzy, polityków. Prawda jako nakaz moralny i jako najskuteczniejsza broń w walce z... kłamstwem. Prawda, dzięki której good guys, którzy mówią prawdę, w końcu zwyciężą bad guys, którzy się z nią mijają. P. R. A. W. D. A.
Nie, żebym wątpiła w wyzwalającą moc prawdy. W końcu już dwadzieścia wieków temu pewien natchniony facet napisał, że prawda nas wyzwoli. Jednak na dnie duszy tli mi się taka malutka, tycia wątpliwość, czy tak do końca można ufać, że kiedy wypowiadane w panelach słowa staną się stratcomowym ciałem, między wiarygodnością a prawdą naprawdę będzie można postawić znak równości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz