Czy wiesz, drogi Czytelniku, skąd się wzięło słowo spam? Otóż – za Wikipedią - SPAM to nazwa konserwowej mielonki wieprzowej produkowanej nieprzerwanie od lat 30. XX wieku przez amerykańską firmę Hormel Foods. Młodszym czytelnikom wyjaśniam, że mielonka to taki wyrób wędlinopodobny, często występujący w puszkach, w czasach PRL kupowany spod lady przedmiot pożądania, dziś prawie zapomniany i pogardzany. Rzecz jasna, obywatele PRL o mielonce firmy Hormel Foods mogli co najwyżej pomarzyć, a przedmiotem pożądania była mielonka firmy – dajmy na to - Krakus. Ale ja nie o tym…
A zatem – mielonka! Spam, znaczy. Każdy, kto ma pocztę elektroniczną, a więc połowa ludzkości mniej więcej, spożywa tę mielonkę na co dzień. Przy czym słowo spożywa, w przypadku mielonki absolutnie na miejscu, tu wydaje się bardzo nie à propos. Właściwsze byłoby określenie przeżuwa i wypluwa. Czasem mając wrażenie, że jeszcze chwila, a się udławi.
Takie właśnie doznania towarzyszą mi za każdym razem, gdy otwieram skrzynkę poczty elektronicznej i stwierdzam nieodmiennie, że czeka tam na mnie poczta w następujących proporcjach: spam – 99%, reszta – 1%. Zanim dotrę do tej szczątkowej reszty, muszę najpierw przebić się przez:
- liczne propozycje zarobkowania w domu (od lat pracuję na etacie, skąd pomysł, że chciałabym to zmienić?),
- jeszcze liczniejsze propozycje rozmaitych pożyczek i kredytów (jak żyję, nigdy z takowych nie korzystałam),
- różnorodne pomysły, jak mogłabym poprawić moją urodę/figurę/kondycję/sprawność seksualną/pamięć (z wszystkich tych obszarów mojego jestestwa jestem względnie zadowolona, a nawet jeśli nie jestem, do chirurga plastycznego nie pójdę za skarby świata!),
- kuszące oferty wygrania gigantycznych pieniędzy za kilka marnych esemesów i podanie wszystkich moich najtajniejszych danych osobowych (pomijając kwestię danych, mam głębokie, wewnętrzne przekonanie, że jak nie zarobię ciężką harówą, to figę będę miała, więc tego się trzymam).
Wszystkiego pewnie nie wymieniłam, bo się zwyczajnie nie da – kreatywność twórców spamu po wielokroć przewyższa kreatywność producentów mielonki. Ostatnio jednak do tej listy doszlusowała oferta absolutnie wyjątkowa. Niejaki wróżbita Maciej pragnie dokonać rewolucyjnych zmian w moim życiu, odpowiadając na jedno (sic!) moje pytanie. Z sobie tylko wiadomych przyczyn, nie może tego uczynić tą samą drogą, którą do mnie dotarł, czyli mailem, preferując komunikację przy pomocy telefonu komórkowego. No i, oczywiście, zanim on odpowie na moje pytanie, ja muszę odpowiedzieć na kilka jego pytań, co zapewne mu ułatwi wejście w stosowny trans.
Drogi Wróżbito Macieju! Informuję, że Twój trud jest daremny. Ja nie jadam mielonki i to pod żadną postacią – jestem bowiem wegetarianką!
A zatem – mielonka! Spam, znaczy. Każdy, kto ma pocztę elektroniczną, a więc połowa ludzkości mniej więcej, spożywa tę mielonkę na co dzień. Przy czym słowo spożywa, w przypadku mielonki absolutnie na miejscu, tu wydaje się bardzo nie à propos. Właściwsze byłoby określenie przeżuwa i wypluwa. Czasem mając wrażenie, że jeszcze chwila, a się udławi.
Takie właśnie doznania towarzyszą mi za każdym razem, gdy otwieram skrzynkę poczty elektronicznej i stwierdzam nieodmiennie, że czeka tam na mnie poczta w następujących proporcjach: spam – 99%, reszta – 1%. Zanim dotrę do tej szczątkowej reszty, muszę najpierw przebić się przez:
- liczne propozycje zarobkowania w domu (od lat pracuję na etacie, skąd pomysł, że chciałabym to zmienić?),
- jeszcze liczniejsze propozycje rozmaitych pożyczek i kredytów (jak żyję, nigdy z takowych nie korzystałam),
- różnorodne pomysły, jak mogłabym poprawić moją urodę/figurę/kondycję/sprawność seksualną/pamięć (z wszystkich tych obszarów mojego jestestwa jestem względnie zadowolona, a nawet jeśli nie jestem, do chirurga plastycznego nie pójdę za skarby świata!),
- kuszące oferty wygrania gigantycznych pieniędzy za kilka marnych esemesów i podanie wszystkich moich najtajniejszych danych osobowych (pomijając kwestię danych, mam głębokie, wewnętrzne przekonanie, że jak nie zarobię ciężką harówą, to figę będę miała, więc tego się trzymam).
Wszystkiego pewnie nie wymieniłam, bo się zwyczajnie nie da – kreatywność twórców spamu po wielokroć przewyższa kreatywność producentów mielonki. Ostatnio jednak do tej listy doszlusowała oferta absolutnie wyjątkowa. Niejaki wróżbita Maciej pragnie dokonać rewolucyjnych zmian w moim życiu, odpowiadając na jedno (sic!) moje pytanie. Z sobie tylko wiadomych przyczyn, nie może tego uczynić tą samą drogą, którą do mnie dotarł, czyli mailem, preferując komunikację przy pomocy telefonu komórkowego. No i, oczywiście, zanim on odpowie na moje pytanie, ja muszę odpowiedzieć na kilka jego pytań, co zapewne mu ułatwi wejście w stosowny trans.
Drogi Wróżbito Macieju! Informuję, że Twój trud jest daremny. Ja nie jadam mielonki i to pod żadną postacią – jestem bowiem wegetarianką!
genialne skojarzenie. Choć nie jestem całkowitą wegetarianką, to sms-y wróżbity Maćka z 4 cyfrowego numeru zablokowałam. Otrzymałam chyba ze 3 z różnych numerów. A wróżę sobie sama z dużym powodzeniem. hihihii. ;)))
OdpowiedzUsuńMnie ta mielonka po prostu rzuciła na łopatki. :) A wróżbitę Macieja załatwiłam odmownie.
OdpowiedzUsuń