poniedziałek, 19 lipca 2010

Doktorat z Kory

Dawno, dawno temu chciałam się doktoryzować. Nawet temat wymyśliłam, ale raptem zmienił się ustrój, z nieba spadła mi praca dla zachodniego kapitalisty i tak się skończył mój sen o zamianie literek mgr (mów mi Maggie) na dr (mów mi darling) przed nazwiskiem. No i dobrze, bo zachodni kapitalista miał moje tytuły naukowe w nosie i o ile pamiętam, nawet nigdy mnie nie spytał, czy może mi mówić Maggie. Mówił do mnie Madame Bialy lub po prostu Beata z akcentem na ostatnią sylabę, co miało w sobie sporo wdzięku, zwłaszcza w połączeniu z comiesięcznymi wpływami na konto. Podejrzewam, że niezwykle odkrywczy doktorat udowadniający wpływ Flauberta na Mauriaca niewiele by w tej kwestii zmienił, skoro żaden z moich francuskich szefów w życiu nie słyszał o Bachelardzie, z którego pisałam pracę magisterską.

Tak mi się przypomniał ten mój niedoszły doktorat, bo przeczytałam w "Rzeczpospolitej" sążnisty artykuł na temat Kory Jackowskiej, której marzy się podobno zaistnienie w przestrzeni publicznej (cokolwiek by to znaczyło). Nie, nie chodzi o to, że Kora zamierza się doktoryzować, choć pewnie dałaby radę, bo nie tacy dawali. Dowiedziałam się natomiast, że jej teksty doczekały się naukowych opracowań - na razie tylko magisterskich, ale jeden doktorat ponoć w drodze, o czym doniosła sama Kora, z właściwą sobie skromnością.

No, szczerze mówiąc, mnie zatkało. Nigdy nie byłam fanką Maanamu, ale coś niecoś z tych tekstów pamiętam. Niektóre nawet dosyć dokładnie, bo eufemistycznie mówiąc, porażały prostotą. Ot, choćby taka "Luciola", w której jakiś tajemniczy "on" wzywa jakąś tajemniczą "ją" poprzez wiatr. Trzeba nie lada kreatywności, by o czymś takim napisać choćby rozprawkę (wstęp, rozwinięcie, zakończenie), a co dopiero doktorat. Na szczęście jednak dla bohaterskiej doktorantki (musi kobieta kochać wyzwania), Kora potrafi też w swoich tekstach tak namieszać, że - jak mawia moja starsza córka - nijak się tego nie da rozkminić. Bo weź tu, człowieku, i rozkmniń "Mentalnego kota". Z całego tekstu zrozumiałam tyle, że jak mnie dopadnie takie coś, to muszę spojrzeć w lewo i w prawo, co osobiście interpretuję jako przejaw politycznego oportunizmu i niechęci do jasnego opowiedzenia się po którejś ze stron.

Nie będę tu analizować wszystkich tekstów Kory - niech się tym zajmie owa odważna doktorantka. Nie wiem tylko, jak sobie babka poradzi z niezwykle szczerym wyznaniem Kory, które brzmi: "Jest już późno, piszę bzdury...". Mogę się niemal założyć, że jeden z wniosków pracy doktorskiej będzie głosił, że paranoja jest goła. Ale ja to wiem i bez doktoratu. Zwłaszcza z Kory.

4 komentarze:

  1. Lubię błyskotliwe felietony z jeszcze bardziej błyskotliwymi puentami. Zwłaszcza, kiedy "kot zapędził mysz do dziury" ;) Pozdrowienia serdeczne

    OdpowiedzUsuń
  2. A mnie się marzy, że ta doktorantka nie ograniczy się do analizy tekstów piosenek Kory, ale sięgnie także do skarbnicy mądrości zawartej w wypowiedziach artystki. Ot, choćby do tego wywiadu, w którym pani Jackowska oburza się na obrońców życia poczętego, którzy zupełnie nie troszczą się o... drzewa! A przecież ludzie wycinają nieszczęsne rośliny na potęgę! Naprawdę, będzie o czym pisać. :) Pozdrawiam, Panie Michale. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. a kora z doktoratu? to a propos drzew

    OdpowiedzUsuń
  4. Kory z doktoratu już się chyba zrobić nie da, bo drzewo raz przemielone na papier zostanie makulaturą na wieki wieków. No, chyba że zajmie się nim ogień lub mole, co niektórym doktoratom wyszłoby tylko na zdrowie. ;)

    OdpowiedzUsuń